Vanthanoris - 2011-11-12 12:47:03

Wczoraj napisa³em co¶ w rodzaju prologu do d³u¿szego opowiadania, nie za bardzo mam jeszcze pomys³, o czym mog³oby ono byæ. Na razie umieszczam to, co ju¿ jest.

- Ku chwale królestwa! - wykrzykn±³ Nevaron z du¿± doz± sarkazmu w g³osie.
- Ku chwale! - zgodnie przytakn±³ Arvelis, spogl±daj±c ponuro na gêsto dymi±ce jeszcze zgliszcza spalonej przed dwoma dniami wioski. Wokó³ spopielonych, drewnianych domostw le¿a³y niedbale porozrzucane cia³a martwych mieszkañców. W¶ród nich gdzieniegdzie mo¿na by³o dostrzec ¶lady s³abego oporu - drewniane pa³ki, wid³y czy wszystkie inne narzêdzia mog±ce pos³u¿yæ do obrony. Gdzie¶ w po³udniowej czê¶ci by³ego ju¿ teraz osiedla da³o siê s³yszeæ poszczekiwanie psa, która od czasu do czasu przerywa³o wszechobecn± ciszê.
Ogólnie rzecz bior±c okolica by³a piêkna. Wioska znajdowa³a siê na polanie otoczonej przez graby, potê¿ne dêby i smuk³e sosny, lekko ko³ysz±ce siê przy wtórze pó³nocnego, jesiennego wiatru. Na po³udniowym wschodzie, za lini± drzew znajdowa³o siê jezioro - g³ówny ¿ywiciel mieszkañców, których ¿ycie dobieg³o ju¿ kresu.
- Mam nadzieje, ¿e baron bawi³ siê przednio. - powiedzia³ barczysty Nevaron, prze¿uwaj±c kawa³ek suchego chleba - g³ównej czê¶ci jego dziennych racji ¿ywno¶ciowych.
- O to nie musimy siê martwiæ - odpar³ Arvelis - musia³by mieæ na prawdê pod³y dzieñ, by nie czerpaæ przyjemno¶ci z wy¿ynania wie¶niaków. Wracajmy, nic  tu po nas. Czas z³o¿yæ meldunek Fengarowi. - Z tymi s³owy zawróci³ konia w kierunku powoli chowaj±cego siê za horyzontem s³oñca. Jego kompan ruszy³ bez s³owa za nim, rzucaj±c przelotne spojrzenie na le¿±cego nieopodal martwego ch³opca, nadal ¶ciskaj±cego w rêku pordzewia³y sierp.

Z za³o¿enia by³oby to opowiadanie kilku w±tkowe, ale nie wiem, czy jest sens kontynuowaæ - chocia¿ tak na dobr± sprawê jeszcze go nie zacz±³em. Napiszcie, co s±dzicie.ag

U' - 2011-11-12 12:56:32

bez obrazy ale.. jak ja mia³em 16 lat to o takiej sk³adni i stylistyce mog³em tylko pomarzyæ:) zapowiada siê super, z chêci± przeczyta³bym wiêcej.

Vanthanoris - 2011-11-12 13:03:52

Dziêki ;) No to mam przynajmniej jak±¶ motywacjê do kontynuacji opowiadania - postaram siê regularnie pisaæ i wrzucaæ kolejne fragmenty, my¶lê, ¿e bêd± siê pojawia³y co tydzieñ.

Vanthanoris - 2011-11-12 17:43:35

Kolejny fragment, nasz³o mnie i napisa³em przed chwil± - wiem, ¿e nie ma powi±zania, ale z czasem wszystko siê posk³ada w ca³o¶æ (przynajmniej tak my¶lê, prawdê mówi±c nie mam jeszcze do koñca zaplanowanej fabu³y) . Napiszcie co s±dzicie, je¿eli bêdzie Wam siê chcia³o to czytaæ ;)

Jeleñ próbowa³ umkn±æ w ostatniej chwili, lecz zabrak³o mu u³amka sekundy. Pad³ na le¶ne poszycie, ra¿ony strza³±. Próbowa³ jeszcze siê podnie¶æ i na nowo podj±æ próbê ucieczki, b³yskawicznie jednak zosta³ dobity ostrzem kunsztownie wykonanego, ko¶cianego no¿a. Pochylaj±cy siê nad nim elf z ¿alem wytar³ broñ w trawê. Nie czerpa³ z tego przyjemno¶ci, nie lubi³ polowañ. Zabicie nawet najmniejszego zwierzêcia sprawia³o mu ból. Wiedzia³ jednak, ¿e musi wyzbyæ siê swojej wra¿liwo¶ci na cierpienie w obliczu zbli¿aj±cej siê zimy.
Sprawnymi, wyæwiczonymi na przestrzeni lat ruchami, poæwiartowa³ zwierzê i owin±³ najpo¿ywniejsze jego kawa³ki w uprzednio zdjêt± z niego skórê. Szybko zwi±za³ rzemykiem prowizoryczny tobo³ek i zarzuciwszy go sobie na plecy, ruszy³ szybkim krokiem na pó³noc, lekko stawiaj±c stopy na miêkkim mchu. W puszczy panowa³ pó³mrok, coraz bardziej gêstniej±cy wraz ze znikaj±cym za widnokrêgiem s³oñcem. Elf nie obawia³ siê. Doskonale widzia³ w ciemno¶ciach, mia³ wyostrzony s³uch, a co najwa¿niejsze - wiedzia³, ¿e w tym lesie nic z³ego go nie spotka.
Po dwóch godzinach intensywnego marszu dotar³ do niewielkiej, w±skiej rzeki, przecinaj±cej puszczê. By³o ich wiele na tych terenach. Nie sposób je by³o obej¶æ - ci±gnê³y siê od pobliskich Gór Siegdel na zachodzie, a swoje uj¶cie mia³y dopiero w Morzu Igrin, na skraju kontynentu.
My¶liwy przystan±³ na brzegu, wypatruj±c wiele razy uczêszczanych, sprawdzonych p³ycizn, przez które móg³by przekroczyæ rzekê. Wybra³ miejsce, po którego przeciwnym brzegu znajdowa³ w±skie przej¶cie pomiêdzy gêsto rosn±cymi ¶wierkami. Ra¼nym krokiem ruszy³ przed siebie, zag³uszaj±c wszelkie odg³osy nocnych zwierz±t chlupotem wody. Brodz±c w niej po kolana, przystan±³ w po³owie drogi, wytê¿aj±c s³uch. Przed sob± us³ysza³ nieludzki d¼wiêk, co¶ w rodzaju niezrozumia³ego be³kotu, przechodz±cego w zd³awiony okrzyk.
- Kto idzie?! - zawo³a³ z nutk± niepokoju. Pomiêdzy ¶wierkami ujrza³ wy³aniaj±cy siê ciemny kszta³t, przes³aniaj±cy blade ¶wiat³o gwiazd. By³o to co¶ przypominaj±ce cz³owieka, jednak bardziej krêpe i rozbudowane ni¿ on. Przybysz nie odpowiedzia³ na wezwanie elfa i powoli zacz±³ sun±æ ku niemu.
Tropiciel doby³ ³uku, b³yskawicznie na³o¿y³ strza³ê na ciêciwê i wypu¶ci³ j± ze ¶wistem. Pomimo swoich wyczulonych zmys³ów nie by³ w stanie okre¶liæ, czy dosiêg³a ona celu. Ciemny kszta³t przystan±³. Elf zarzuci³ ³uk na plecy i zacz±³ dobywaæ no¿a, lecz wcze¶niej poczu³ potê¿ne uderzenie w ty³ g³owy. Ostatnim jego widokiem przed upadkiem by³a grupa otaczaj±cych go zewsz±d mrocznych cieni...

U' - 2011-11-12 20:47:36

Bardzo fajne:) przyjemnie siê czyta. Masz talent ch³opie. Moja rada - u³ó¿ wpierw szkielet fabu³y, bêdzie Ci ³atwiej pisaæ.

Grothork - 2011-11-13 07:31:09

No, no mamy  tu pisarza na forum, ¶wietnie siê czyta, tak jak powiedzia³ U' Masz talent!

Vanthanoris - 2011-11-13 10:29:54

Dziêki ;) W wolnej chwili popracujê nad fabu³± i zacznê pisaæ kolejne fragmenty. Mam nadziejê, ¿e znajdê na to dostateczn± ilo¶æ czasu. ;)

Vanthanoris - 2011-11-18 16:16:25

Fragment krótki, mo¿e niewiele wnosz±cy do fabu³y, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, ¿e tekstu by³o przed  chwil± du¿o wiêcej, dopóki niechc±cy za pomoc± jakiego¶ przycisku z klawiatury nie wy³±czy³em przegl±darki... Tak, niestety. Nagle odesz³a mi chêæ na pisanie. Ale przynajmniej czê¶æ przetrwa³a, uprzednio j± skopiowa³em, tak na wszelki wypadek. ;)
----------------------------------------------------------------------------------------------------


- Podobny los spotka³ obie wiochy na wschód od naszego obozu. Niech to szlag, jak tak dalej pójdzie, to wie¶niacy w ogóle przestan± przynosiæ do miast cokolwiek. - powiedzia³ Fengar, najwyra¼niej nie kryj±c swojego niezadowolenia. - Czy ten baron ju¿ zupe³nie postrada³ zmys³y? - z tymi s³owy umilk³ na d³u¿sz± chwilê, namy¶laj±c siê w skupieniu w charakterystyczny dla siebie sposób. - Odmaszerowaæ! - wykrzykn±³ jak zwykle w najmniej spodziewanym momencie. Nevaron obróci³ siê na piêcie i ruszy³ w kierunku oczekuj±cego Arvelisa.
- Powinni zacz±æ przywoziæ daniny, jak dawniej. T³umaczenie, ¿e sami nie maj± z czego ¿yæ w oczach naszego ³askawego barona ich nie usprawiedliwia. Przeciwnie, to jeszcze bardziej pogarsza sprawê.  - powiedzia³ do kompana
- Postaw siê w ich sytuacji. - odpar³ Arvelis. - Musz± wybieraæ pomiêdzy ¶mierci± g³odow±, a ludobójstwem wykonywanym masowo przez ludzi barona. To istne szaleñstwo.
- Wiem o tym, mo¿e i masz racjê... Ale teraz ju¿ do¶æ gadania. Chod¼my w koñcu co¶ zje¶æ. - rzek³ Nevaron.
Obaj wojownicy ruszyli w kierunku centrum obozu, pobrzêkuj±c elementami znoszonych, niezadbanych pó³-p³ytowych zbroi. Szli pomiêdzy porozk³adanymi bez ³adu namiotami i sza³asami najemników. Ca³o¶æ otoczona by³a prowizoryczn±, na prêdko skonstruowan± drewnian± palisad±. Stacjonuj±ca tu jednostka by³a oddzia³em zwiadowczym, wysy³anym regularnie na pó³nocne krañce niewielkiego pañstewka. Baron rz±dz±cy tym okrêgiem by³ wyczulony na elfów. Nie stanowili oni wprawdzie realnego zagro¿enia - nie do¶æ, ze nie tworzyli jednego, spójnego kraju, to najbli¿sze elfickie plemiê znajdowa³o siê jeszcze dalej na pó³noc, ni¿ którykolwiek z tutejszych mieszkañców mia³ odwagê siê zapu¶ciæ. Nie by³y to go¶cinne rejony, tote¿ s³u¿ba tutaj z pozoru nie by³a zbyt ciekawa. Najwiêksz± zalet± niew±tpliwie by³y atrakcyjne zarobki - raczej nie znalaz³by siê taki najemnik, który przepu¶ci³ by okazjê wzbogacenia siê o poka¼ny mieszek z³ota.
- Smacznego! Hyhy... - wybe³kota³ gburowaty kucharz, zeskrobuj±c resztki zle¿a³ego jaki¶ czas gulaszu wprost do miski Arvelisa.
- Jak zawsze to mnie musi siê trafiaæ najlepsza czê¶æ obiadu. - powiedzia³ ¿o³dak, spogl±daj±c z niesmakiem wpierw na kucharza, a potem na dno naczynia. Skrzywi³ siê.
- Mogê zje¶æ za Ciebie. - rzek³ Nevaron z nadziejê w g³osie.
- Dziêki, poradzê sobie. - Arvelis usiad³ na pniaku ¶ciêtego dêbu, i spogl±daj±c co jaki¶ czas z nieufno¶ci± na swojego towarzysza, zabra³ siê do jedzenia.

ja to ja - 2011-11-19 21:04:04

ciekawie sie zapowiada...

Vanthanoris - 2011-11-25 14:58:47

Tej nocy nie wia³ nawet lekki wiatr, co by³o do¶æ dziwne, zwa¿ywszy zarówno na porê roku, jak i specyficzny klimat terenu, na którym stacjonowa³ oddzia³. Spaceruj±cy wzd³u¿ palisady wartownik nie przejmowa³ siê tym zbytnio. Z niecierpliwo¶ci± oczekiwa³ zmiany warty, chodz±c raz w jedn±, raz w drug± stronê i przygl±daj±c siê ze znu¿eniem linii drzew, ci±gn±cej siê wzd³u¿ umocnieñ. Nie minê³o wiele czasu, gdy us³ysza³ za sob± powolne kroki.
- No, Kardosie, po¶piesz siê, stanie tutaj wcale nie jest takie przyjemne jakby mog³o ci siê wydawaæ. - powiedzia³ wojownik, obracaj±c siê w stronê zmiennika. Zamiast niego ujrza³ lec±cy w swoj± stronê topór, który wbi³ siê z chrzêstem w jego g³owê, przebijaj±c z ³atwo¶ci± stalowy he³m wartownika.

------------------------------------------------------------------------------

S³ysz±c szczêk orê¿a rozlegaj±cy siê po ca³ym terenie obozowiska oraz liczne okrzyki rannych i konaj±cych, Nevaron zerwa³ siê z pos³ania, przywdzia³ zbrojê, chwyci³ za miecz i wybieg³ z namiotu. Nie mia³ czasu rozmy¶laæ nad tym, co siê dzieje, gdy¿ wszystko potoczy³o siê tak b³yskawicznie, ¿e wojownik nie zd±¿y³ siê jeszcze do koñca ockn±æ. To, co ujrza³ wzbudzi³o w nim doprawdy sprzeczne uczucia. Najemnicy walczyli pomiêdzy sob±. Czê¶æ z nich mia³a oczy przepe³nione pustk±, sprawiali wra¿enie, jak gdyby nie rozumieli co tak na prawdê siê dzieje. Uwagê przyci±ga³y jednak garbate, wychudzone stwory, o zdeformowanej, znajduj±cej siê w zaawansowanym stadium rozk³adu skórze. ¯erowa³y one na poleg³ych ¿o³nierzach, obgryzaj±c ich ko¶ci ze ¶wie¿ego miêsa. Ghule, ale sk±d, jak? Jedynie to krótkie zdanie przemknê³o przez umys³ najemnika, zanim dopad³y go md³o¶ci i pozby³ siê zawarto¶ci wieczornego posi³ku.
Pomiêdzy walcz±cymi i poleg³ymi unosi³y siê cieniste kszta³ty, przez co ogólny obraz walki wydawa³ siê przymglony.
- Co to za czary?! - wypowiedzia³ na g³os wojownik, nie mog±c jeszcze oswoiæ siê z tym, co rozgrywa³o siê przed nim.
- Nevaronie, tutaj! - przez odg³osy bitwy przebi³ siê krzyk Fengara, który wraz z grup± ¿o³nierzy broni³ siê przed "innymi" pod zachodni± palisad±.
Najemnik uniós³ wy¿ej swój bêkarci miecz, chwyci³ poblisk± pochodniê i ruszy³ biegiem w stronê towarzyszy.

U' - 2011-11-25 19:14:03

"stalowy he³m wartownika" - co¶ w tym zdaniu nie gra;) niepotrzebnie zwracasz uwagê, ¿e to jego he³m. A ogólnie tekst jak zawsze ¶wietny, mogê tylko pochwaliæ;) A za znajomo¶æ s³owa: "bêkarci miecz" to ju¿ w ogóle brawa, ja w Twoim wieku nie wiedzia³em, ¿e inne okre¶lenie na pó³toraka (miecz pó³torarêczny) to bêkarci w³a¶nie.

Vanthanoris - 2011-11-26 10:28:29

Dziêki za komentarz. ;)
Co do miecza pó³torarêcznego - kiedy¶ pos³ugiwa³em siê tylko tym pojêciem, po jakim¶ czasie wyczyta³em w której¶ ksi±¿ce o bêkarcie, wiêc teraz u¿ywam tych okre¶leñ naprzemiennie ;)

Vanthanoris - 2011-12-31 12:20:44

Iskry towarzyszy³y szczêkowi orê¿a, stal uderza³a o stal. Jeden z wrogich najemników by³ stopniowo spychany do obrony przez Nevarona, co w koñcu zmusi³o go do pope³nienia b³êdu. Wojownik tylko na to czeka³ i bez wahania wykorzysta³ sytuacjê. Opu¶ci³ miecz na ramiê wroga, oddzielaj±c je od reszty cia³a, które upad³o bez³adnie na ziemiê. W tej samej chwili Nevaron us³ysza³ za sob± nieludzki be³kot. Ghul - zrozumia³. Obróci³ siê b³yskawicznie i uniós³ miecz. Spogl±da³a na niego upiorna, pomarszczona twarz. Z brody ghula skapywa³y na ziemiê krople krwi. Stwór obna¿y³ d³ugie, po¿ó³k³e zêby i wyci±gaj±c nienaturalnie d³ugie, wychudzone koñczyny ruszy³ w stronê najemnika. Rozci±³  mu skórê  na twarzy, zadaj±c szybkie, chaotyczne ciosy. Wymachiwa³ swoimi ³apami, byleby dotrzeæ do ofiary. Wojownik stara³ siê na miarê swoich mo¿liwo¶ci blokowaæ ciosy przeciwnika, chwytaj±c ciê¿ki miecz w obie d³onie. Uda³o mu siê uchyliæ przed ¿r±cym kwasem, wyplutym przez ghula w jego stronê. Wiedzia³, ¿e nale¿y trzymaæ go na odleg³o¶æ. Wiedzia³ równie¿, ¿e kolejna rzecz, któr± zrobi bêdzie ryzykowna, ale nie by³o innego wyj¶cia, aby powstrzymaæ szaleñcze ataki nieumar³ego. Zablokowa³ ostatni cios, po czym cisn±³ miecz na ziemiê i wymierzaj±c kopniaka w zdeformowane cia³o stwora, wyci±gn±³ b³yskawicznym ruchem nó¿ zza pasa i rzuci³ go. Ghul wyda³ przera¼liwy wrzask, trzymaj±c siê za zraniony brzuch, w którym g³êboko zatopi³o siê ostrze sztyletu. Obróci³ siê i szaleñczo pogna³ w stronê wy³omu w palisadzie, by po chwili znikn±æ pomiêdzy dêbami w gêstwinie. Lubi³em t± broñ - pomy¶la³ z ¿alem najemnik, rozgl±daj±c siê po polu bitwy. Cieniste kszta³ty zniknê³y. Wiêkszo¶æ ghuli zbieg³a, gdzieniegdzie le¿a³y ich martwe cia³a. Znacznie wiêcej zginê³o najemników. Nigdzie nie by³o widaæ tych, którzy zwrócili siê przeciwko nim, zostali jedynie ci "normalni", przynajmniej tak± mia³ nadziejê.
- Nieumar³ych wynie¶cie za obóz i spalcie, to co z nich zostanie, zakopcie. Pomó¿cie rannym, zbierzcie poleg³ych! - Fengar wykrzykiwa³ komendy do grupy ocala³ych najemników. Nevaron ujrza³ w¶ród nich Arvelisa. Na jego kolczudze mo¿na by³o dostrzec liczne plamy zasch³ej krwi. Krwi wrogów.
- Mi³o widzieæ ciê w¶ród ¿ywych. Fengar wie, kto za tym stoi? - spyta³ towarzysza Nevaron.
- Nie, podobnie zreszt± jak my wszyscy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, ¿e mamy rozkaz utrzymania tego terenu, bez wzglêdu na wszystko, choæ w±tpiê by baron przewidywa³ czary, ghule i walkê pomiêdzy jego lud¼mi w jednym. - odpar³.
- No to widzê, ¿e robi siê ciekawie...
- Ruszcie siê, co tak stoicie? - Fengar przerwa³ im rozmowê i wyznaczy³ ich  do wynoszenia ghuli za obóz.
- Teraz to dopiero jest ciekawie - powiedzia³ Arvelis, spogl±daj±c z odraz± na zakrwawione, pomarszczone oblicze nieumar³ego.

Grothork - 2011-12-31 16:15:01

¶wietne, czeka³em na to sylwestrowe wydanie :P

Vanthanoris - 2012-01-06 15:12:36

Fengar odprowadzi³ niezbyt przyjaznym wzrokiem barona i jego oddzia³, którzy zniknêli za zamykaj±c± siê, wykonan± z dêbu bram±. Min±³ tydzieñ od walk z nieumar³ymi i towarzyszami broni. Wy³om w palisadzie zosta³ odbudowany. Poleg³ych pochowano w mogi³ach wykopanych milê od obozu, na najbli¿szej polanie. Od tamtego czasu w forcie panowa³ wzglêdny porz±dek, przynajmniej tak móg³by s±dziæ baron lub kto¶ z jego ¶wity. Fengar jednak wiedzia³, ¿e nie dowodzi ju¿ tymi samymi lud¼mi, co poprzednio. Dostrzega³ ich zmarnowane, zasêpione oblicza.  Byli przyt³oczeni incydentem sprzed kilku dni. Dowódca nie móg³ im mieæ tego za z³e - najwiêkszym zagro¿eniem, którego sam móg³by siê spodziewaæ w tych rejonach byli wie¶niacy. S³u¿y³ ju¿ czternasty rok w oddzia³ach barona, a przez ten czas nie spotka³ ¿adnego z elfów, których tak siê on obawia³. Teraz dowodzi³ naprawdê niewielki oddzia³em, zosta³o mu zaledwie trzydziestu siedmiu ludzi. By³oby ich nieco wiêcej, gdyby czterech nie zdezerterowa³o jeszcze tej samej nocy, podczas której najemnicy walczyli o ¿ycie. A teraz baron podtrzyma³ swoje poprzednie rozkazy. Stwierdzi³, ¿e wrodzy najemnicy byli zdrajcami, chc±cymi przej±æ kontrolê nad obozem (co swoj± drog± dowódcy wyda³o siê naprawdê nietrafionym pomys³em). Co do ghuli - jego zdaniem pojawia³y ju¿ siê wcze¶niej na tych terenach, jednak Fengar ich równie¿ siê nie dopatrzy³.
To istne szaleñstwo - pomy¶la³, po czym znikn±³ we wnêtrzu swojego namiotu.
- Nie wygl±da na zadowolonego jego wizyt± - powiedzia³ Arvelis, ws³uchuj±c siê w skrzypienie zamykaj±cej siê bramy.
- Im dalej jest od okazywania rado¶ci z powodu wizyty barona, tym gorzej dla nas - rzek³ Thersed, który zosta³ g³ównym zwiadowc± w obozie po ¶mierci Vadrasa, swojego poprzednika. - Mam wra¿enie, ¿e nie do¶æ, ¿e zostaniemy tu jeszcze przez pewien czas, to w dodatku jedynie w dotychczasowym sk³adzie, bez ¿adnych posi³ków. - doda³, spogl±daj±c zza palisady na lekko ko³ysz±ce siê pomiêdzy dêbami ¶wierki.
- Wiem jedno - powiedzia³ Nevaron - jak tylko nas st±d odwo³aj±, ju¿ nigdy nie zg³oszê siê na s³u¿bê pod pó³nocnymi granicami, choæby mieli zaoferowaæ mi ca³± górê z³ota.

-----------------------------------------------------------------------------

Elf le¿a³ na ch³odnym, ceglanym pode¶cie, nie mog±c wykonaæ nawet najmniejszego ruchu, chocia¿ nie by³ zwi±zany. Nad sob± widzia³ jedynie kamienny sufit, z którego zwisa³y iskrz±ce md³ym ¶wiat³em lampy ze ¶wiecami.
- Elf siê obudzi³, elf siê obudzi³! - wykrzycza³ szaleñczym g³osem duergar, który nagle siê nad nim pojawi³. Sk±d wzi±³ siê tu krasnolud? Gdzie jestem? Tropicielowi my¶lenie przychodzi³o z trudem, najwyra¼niej jaka¶ magia mia³a na niego wp³yw.
- Tak, mistrz siê ucieszy, tak! Elf bêdzie ghulem, cieniem, upiorem, a mo¿e dla elfa mistrz przygotuje co¶ specjalnego? - dar³ siê ubrany w ³achmany duergar, który w mniemaniu ³owcy postrada³ zmys³y. Zacz±³ zastanawiaæ siê o jakiego mistrza mu chodzi, kiedy krasnolud znikn±³ tak szybko, jak siê pojawi³. ¦wiece zgas³y i elf zosta³ sam w ciemno¶ciach.

Vanthanoris - 2012-01-23 18:03:17

- Kto jest rozs±dny i zale¿y mu bardziej na ¿yciu, ni¿ na z³ocie barona, mo¿e wyruszyæ z nami. Mo¿ecie pój¶æ tak¿e w³asn± drog±. No chyba, ¿e kto¶ woli staæ siê kolejn± ofiar± ataku nieumar³ych, mrocznej magii lub, co gorsza, w³asnych towarzyszy. - Fengar rozejrza³ siê w skupieniu po grupie najemników stoj±cych przed nim. Towarzyszy³ mu jego zastêpca Erstow oraz dowódca wartowników - Kernst. Do jego zwolenników nale¿eli równie¿ stoj±cy z boku Arvelis, Thersed, Nevaron oraz ostatni ocala³y w obozie kucharz - Soren. Dowódca d³ugo waha³ siê nad podjêciem takiej, a nie innej decyzji, spêdzi³ w tym oddziale znaczn± czê¶æ swojego ¿ycia. - Nie mam zamiaru dokonywaæ za was wyboru. Je¿eli zamierzacie pozostaæ wierni baronowi, wybierzcie spo¶ród was nowego kapitana. - Najemnicy bynajmniej nie byli skorzy do pozostania w obozie, sprawiali raczej wra¿enie wdziêcznych Fengarowi za podjêt± decyzjê. Ponad dwudziestu ludzi bez wahania zgodzi³o siê pod±¿yæ za nim, pozostali postanowili poszukaæ pracy w innych, bardziej go¶cinnych rejonach. Nikt nie zdecydowa³ siê na d³u¿szy pobyt. Kaptan przyj±³ ich decyzjê z ulg±. Wiedzia³, ¿e gdyby ¿o³nierze postanowili zostaæ, opuszczenie ich ci±¿y³oby mu na sumieniu.
- Zabierzcie ze sob± najpotrzebniejsze rzeczy, nie przesadzajcie z uzbrojeniem. ¯ywno¶æ za³adujcie na wóz, osiod³ajcie konie. - Kernst wydawa³ rozkazy poszczególnym ludziom. Zale¿a³o mu na jak najszybszym opuszczeniu tego miejsca. Podczas bitwy by³ zmuszony zabiæ w³asnego brata, który zwróci³ siê przeciwko niemu. Chwila wahania kosztowa³a go utratê dwóch palców w lewej rêce, potem ju¿ nie by³ tak pob³a¿liwy. Niemniej odcisnê³o to na nim piêtno, mo¿e nawet wiêksze, ni¿ na pozosta³ych.
- Nigdy nie spodziewa³em siê, ¿e kiedykolwiek zdezerterujê z jakiegokolwiek oddzia³u z innego powodu, ni¿ brak wyp³acalno¶ci. I to jeszcze z tak± rado¶ci±. - Powiedzia³ do towarzyszy Arvelis, k³ad±c skrzynkê wina na szeroki, drewniany wóz. Kilku innych najemników przywi±zywa³o do niego dwa konie - starego, gniadego wa³acha oraz nieco mniejsz± kar± klacz.  Niespe³na godzinê po wyst±pieniu Fengara ludzie byli gotowi do drogi. Pozostali, którzy zdecydowali siê na dzia³anie na w³asn± rêkê ju¿ przed kwadransem zniknêli za palisad±.
- Ruszamy! - Fengar wyda³ krótk± komendê, prowadz±c kolumnê najemników w gêsty, dêbowy las.

Lilith89 - 2012-02-20 12:48:21

fajne w±tki:)czekam na kolejne:)

Vanthanoris - 2012-04-01 18:22:00

Kto¶ czeka na kontynuacjê?
Nie wiem, czy jest sens ci±gn±æ dalej ;)

U' - 2012-04-01 19:21:10

Twój wierny fan czeka;) mam nadziejê, ¿e spróbujesz z³o¿yæ z tych czê¶ci ksi±¿kê, lub chocia¿by pe³ne opowiadanie. Wielu pisarzy (Tolkien, Sapkowski, Piekara) zaczyna³o od opowiadañ, kilkudziesiêciu stronicowych, na których (zapewne) uczyli siê prowadzenia akcji, fabu³y, w±tków itd.
Trzymam kciuki, bo to co napisa³e¶ do tej pory jest niez³e i mo¿na by z tego zrobiæ fajn± ca³o¶æ

Vanthanoris - 2012-04-02 14:10:43

Ok, a wiêc bêdê my¶la³ nad kontynuacj±, w wolnej chwili siê za to zabiorê. ;)

Grothork - 2012-04-04 14:21:49

Mo¿e czas najwy¿szy nadaæ tytu³ :P bo to opowiadanie nie jest ju¿ "wczoraj pisane" , a bardzo mi siê spodoba³o.

Vanthanoris - 2012-04-04 15:55:05

Zapewne masz racjê, "wczoraj pisane" zdecydowanie nie pasuje. Pomy¶lê nad now± nazw± w najbli¿szym czasie, wraz z pisaniem kolejnego fragmentu.

Kitiara - 2012-04-23 21:04:31

Vanthanoris napisał:

Kto¶ czeka na kontynuacjê?
Nie wiem, czy jest sens ci±gn±æ dalej ;)

Przede wszystkim czekaæ powiniene¶ Ty - w koñcu tworzenie historii to nie zawsze kroczenie po wcze¶niej wymy¶lonej fabule... bohaterowie lubi± chadzaæ w³asnymi ¶cie¿kami i zaskakiwaæ nawet swych twórców ;)
Wiêc nie patrz na innych, tylko pisz, pisz i jeszcze raz pisz!

Vanthanoris - 2012-07-21 18:38:54

Po obu stronach w±skiej, s³abo wydeptanej ¶cie¿ki pole widzenia by³o znacznie ograniczone przez gêsto rosn±ce drzewa. Ka¿de z nich ³apczywie wyci±ga³o ga³êzie w górê, staraj±c siê otrzymaæ jak najwiêksz± dawkê ¶wiat³a s³onecznego, skutecznie tym samym ograniczaj±c jego zasiêg do ¶ció³ki le¶nej, po której teraz kroczyli najemnicy. Od kilku godzin jedynymi s³yszalnymi d¼wiêkami by³y kroki, stawiane na li¶ciastym poszyciu oraz monotonny stukot i lekkie skrzypienie miarowo obracaj±cych siê kó³ wozu. Do tego dochodzi³o cykliczne  stukanie dziêcio³ów o pnie wy¿szych drzew, góruj±cych nad pozosta³ymi.
¯o³nierze byli w drodze drugi dzieñ. Z pocz±tku szybkie tempo - wynikaj±ce z chêci oddalenia siê od nieszczêsnego fortu i zapomnienia o zaistnia³ych tam niedawno wydarzeniach - przekszta³ci³o siê w niezbyt szybki, utemperowany marsz. Nie umniejszy³o to jednak¿e czujno¶ci Fengara, który co sze¶æ przebytych kilometrów wysy³a³ przodem zwiad, staraj±c siê zawczasu dowiedzieæ siê o ewentualnym zaistnia³ym zagro¿eniu. Do tej pory jednak nic takiego nie mia³o miejsca, co zdaniem wiêkszo¶ci ¿o³nierzy, nale¿a³oby uznaæ za u¶miech losu lub oznakê przychylno¶ci bogów, niektórzy jednak (g³ównie do¶wiadczeni ¿o³dacy) uwa¿ali to za stanowczo niepokoj±cy sygna³.
Fengar podj±³ decyzjê o rozwi±zaniu oddzia³u, kiedy tylko wyprowadzi go z niego¶cinnych, zalesionych terenów. G³ównym celem by³o wyj¶cie na go¶ciniec i dotarcie do rozstaju dróg, gdzie ka¿dy bêdzie móg³ podj±æ decyzjê o tym, gdzie siê uda. Sam dowódca postanowi³ osiedliæ siê, przynajmniej tymczasowo, w jednym z pobliskich miast dziêki zaoszczêdzonym przez kilkadziesi±t lat pieni±dzom. Pozostali weterani zapewne pójd± jego ¶ladem, m³odsi natomiast bêd± szukaæ zatrudnienia u najbli¿szych i jednocze¶nie najlepiej wyp³acalnych pracodawców.
Us³yszawszy têtent kopyt, Fengar otrz±sn±³ siê z zaprz±taj±cych jego g³owê my¶li i zatrzyma³ niewielk± kolumnê. Zaraz obok jego boku pojawi³ siê Erstow, ¶ciskaj±cy w rêkach drzewce wielkiej, dwumetrowej halabardy. Znad przeciwka wyjecha³ Nevaron oraz inny, m³odszy najemnik. To tylko zwiad - ta my¶l przesz³a przez umys³y ka¿dego z ¿o³nierzy, przynosz±c im niewys³owion± ulgê. Postawieni przed momentem w stan gotowo¶ci najemnicy, teraz przybli¿yli siê, by jak najlepiej us³yszeæ s³owa zwiadowców.
- Melduj - powiedzia³ krótko Fengar.
- Przed nami go¶ciniec. Trafili¶my w dziesi±tkê, id±c t± ¶cie¿k±, rozwidlenie dróg jest w zasiêgu wzroku. - odpowiedzia³ Nevaron, obdarzaj±c s³uchaj±cych go kolegów zadziwiaj±co ponurym spojrzeniem, ca³kowicie zaprzeczaj±cym jego pomy¶lnym wie¶ciom.
- Ale...? - docieka³ dowódca. Jeszcze przed rozpoczêciem meldunku, widz±c niezbyt wyra¼n± minê swojego ¿o³nierza, poj±³, ¿e co¶ jest nie tak.
- Droga jest obstawiona przed oddzia³ wojowników. Oko³o czterdziestu, mo¿e czterdziestu piêciu. S±dz±c po herbach na tarczach, s± to ludzie barona. Towarzyszy im dwójka... - przerwa³, prze³ykaj±c ¶linê - dwójka nekromantów.

www.tirup2010.pun.pl www.gangmw.pun.pl www.jarocin.pun.pl www.aniolypiekla.pun.pl www.panfu-fan.pun.pl