Raistlin - 2012-12-29 21:35:45

Był już ktoś w kinie? Jak wrażenia?
Ja idę 1 stycznia, gdyż chciałem zarezerwować sobie dobre miejsce. Po seansie, wrzucę małą recenzję.

janjuz - 2012-12-29 22:03:01

Idę drugiego stycznia. Nie ma tłoku, bo rano wszystko młode tałatajstwo winno być w szkołach, ale...

Shubi - 2012-12-30 00:07:06

Dopiero wróciłem :) Załapałem się na wieczorny seans i bardzo mi się podobało, chociaż nie mogę powiedzieć, czy zgodny z treścią książki, bo nie miałem jeszcze okazji czytać. Znajomi, którzy widzieli i czytali mówią, że wszystko było na miejscu i tak jak trzeba. Mi osobiście najbardziej podobały się sceny w podziemiach... Nie wiem, bardzo przypominało mi to sceny w Morii z Drużyny Pierścienia, chyba lubię takie akcje. ;)

Raistlin - 2012-12-30 01:10:35

Ten tunel znajduje się w tym samym paśmie górskim co Moria (Góry Mgliste). Ja też uwielbiam takie coś, mrocznie i zagatkowo :D

janjuz - 2013-01-02 20:17:43

Recenzja Hobbita na gorąco

Właśnie wróciłem z Cinema City po obejrzeniu Hobbita w wersji 3D, 48 kl/s, napisy (bo dubbingu nie znoszę), technologia LG a nie IMAX.
Najpierw technika
1.    Opisywanych przez kilku krytyków problemów z 48 klatkami nie odnotowałem wcale, było wręcz extra płynnie i nie męczyło wzroku,
2.    Technologia 3D w wersji LG, okulary pasywne – rewelka, chyba lepsze od IMAXu
Teraz scenariusz
1.    W porównaniu do książki parę wątków mocno rozbudowanych z materiałów zawartych w przypisach i Silmarllionie, moim zdaniem to spory plus
2.    Walki z wargami i orkami mocno przeholowane – spory minus, niepotrzebna dłużyzna
3.    Wątek Radagasta – spory ukłon w kierunku ekoentuzjastów, sprawa kontrowersyjna bowiem postać, było nie było, Istari’ego, lekko śmiesznawa – mimo wszystko plus,
4.    Wierność w stosunku do książki – w kluczowych momentach wręcz bezwzględna, scena gry zagadek Golluma i Bilba słowo w słowo z książki – daję duży plus. Tam, gdzie wierność oryginałowi książkowemu nie stanowi o jakości filmu jest sporo improwizacji i wariacji, gry wyobraźni scenarzystów etc.  Jak dla mnie, to scenarzystka główna, Boylen, naprawdę zna się na lekturze Tolkiena – duuuuży plus.
5.    Sprawa umiejętnego przedstawienia drużyny dwunastu krasnoludów w taki sposób, by nie dopuścić do zlania się ich w jedną masę lecz jako odrębne i bardzo różne jednostki. Sprawa niełatwa a jednak… sukces. Duży plus.  Moim zdaniem niepotrzebne było uśmiesznianie postaci Bombura (najgrubszego), w oryginale nie jest taki śmieszny – mały minusik.
6.    Zmiana, i to poważna, w stosunku do oryginału – tu elfy nie tańczą i nie śpiewają. Elrond, Galadriela, Thranduil – to bardzo poważne postacie. Chociaż jest to odstępstwo od oryginału to dla zachowania jedności z LotR rzecz wręcz  niezbędna. 
Muzyka
Tylko jedno słowo na temat Howarda Shore’a – GENIUSZ!!!
Scenografia.
1.    Dużego pola do zmian ekipa Jacksona nie miała. Shire, Hobbito, Bag End, Rivendell musiały być dokładnie takie same jak w LotR. Reszta dobrze dopasowana. Tylko postacie orków, a zwłaszcza ich władca – istna karykatura, tutaj minus.
2.    Różnicowanie wyglądu krasnoludów – genialne.
3.    Podziemia orków – wiszące mosty, wiszące mosty i … wiszące mosty… - słabo.
4.    Obrazy Ereboru przed inwazją Smauga – dooobre.
5.    Znakomita, pytanie czy potrzebna, scena walki olbrzymów górskich. Wg mitologii krasnoludów burza z piorunami oznacza walkę takich właśnie postaci.

Ogólne wrażenia.
1.    Nie zauważyłem, kiedy seans się skończył, choć zauważyłem dłużyzny (nie są porażające)
2.    Zdumiewa pozytywnie spójność obrazu z Władcą, nie jest to tylko kwestia scenografii i aktorów, to również scenariusz, scenografia, muzyka i sam sposób prowadzenia narracji
3.    Dla osób tolkniętych pozycja z cyklu, musisz. Dla innych – różnie.
Ostatnie słowo
    Czekam na wersję reżyserską. Parę spraw, podobnie jak w przypadku Władcy, będzie z pewnością lepiej pokazane. W swojej filmotece mam trylogię LotR właśnie tej wersji – boska.

Ocena ogólna - w skali 1 - 5;  4+. Oskarów będzie mniej bowiem wszyscy obejrzą film i porównają do Władcy a to przecież ma być jedność!

Zachęcam do kin!!!

Raistlin - 2013-01-03 14:25:00

Jestem dwa dni po seansie, myślę więc, że emocje już opadły i mogę trzeźwo spojrzeć na Hobbita.
Byłem na wersji 3D z napisani, IMAX. Oglądało się fantastycznie, jednak film był by równie dobry w 2D.
Zdjęcia i sceny balistyczne - tutaj duży plus, po wielokrotnym już oglądaniu LotR nie zawiodłem się, były równie dobre.
Aktorzy - podobała mi się gra Martina Freemana (Bilbo), zrobił on na mnie spore wrażenie, szczególnie na początku filmu, podczas pierwszego spotkania z Gandalfem, pomyślałem, "cały Bilbo". Na uznanie zasługuje również, a nawet w szczególności - Andy Serkis (Golum).
Kostiumy i Scenografia- genialne.
Muzyka bardzo dobra, jednak po za głównym motywem nie było tu zbyt wielu zapadających w pamięć melodii, tak jak to było w przypadku LotR.
Scenariusz - przez jakiś czas akcja dzieje się bardzo szybko, momentami nawet zbyt szybko. Drużyna przez sporą część filmu zaraz po wydostaniu się z jednych tarapatów, wpada w kolejne. Przez bitą godzinę jedna scena akcji goni drugą. Niektóre sceny są sztucznie wydłużone, wręcz nużące. Jednak tych epickich, również nie zabrakło, o czym trzeba pamiętać.
Myślę jednak, że trochę inaczej można było przedstawić Radagasta - jego zaprzęg zajęcy i jeż Sebastian, te sceny wyglądają jak wycięte z Narni.
Co do podziemi - Pan Janek dobrze to określił, wiszące mosty i wiszące mosty - nic specjalnego.
Bardzo podoba mi się rozwinięcie motywu Dol Guldur, same zdjęcia twierdzy robią wrażenie - wiążę z nim ogromne nadzieje.

Ogólnie o wielu aspektach filmu nie da się powiedzieć złego słowa, ma on jednak również swoje wady. Nie był to film tak dostojny jak LotR. Wiem, że książka Hobbit to z założenia bajka dla dzieci, dlatego ciężko mieć o to do Jacksona pretensje.

Ocena, 4/5. Wiem już teraz, że obejrzę go jeszcze wiele razy w domu.
Polecam wszystkim.

janjuz - 2013-01-03 14:41:47

Raistlinie szanowny!!!
Jeżeli nie chcesz, bym na tym forum wyładowywał pokłady złośliwości wszelakich to skończ z PANEM JANKIEM!!!
o ile wiem to mówimy sobie wszyscy albo po imieniu (co preferuję), albo używając nicka.

Janek (nie pan!)

A co do Twej opinii nt filmu - pełna zgoda. Sądzę, że za parę dni, jak ZNOWU przeczyta książkę, to parę zdań dorzucę.

Raistlin - 2013-01-03 14:50:37

Dobrze, zatem niech będzie Janek - wcześniej czułem się trochę niezręcznie. ;)

Raistlin - 2013-01-14 00:42:37

Recenzja Dema http://www.youtube.com/watch?v=WO0AkSGOavo

Pomijając styl w jakim Dem się wypowiada, jednych to bawi innych nie... ale, pomińmy to. Nie zgadzam się z wieloma jego wypowiedziami w tym filmiku, szczególnie z tymi na temat książek Tolkiena. Jadnak jeśli chodzi o sam film to powiedział on moim zdaniem sporo prawdy.

janjuz - 2013-01-14 10:19:56

Po przeczytaniu powyższego postu obejrzałem recenzję Dema. Niestety, ani styl wypowiedzi, ani znajomość tematyki, ani znajomość podstaw literackich tego utworu mnie nie zachwyciły. Klepnąłem hate'a jako odpowiedź na recenzję. Po pierwsze z czym się zgadzam:
1. przeładowanie przygodówką - racja, też o tym pisałem, zwłaszcza jeśli chodzi o sceny walk z wargami i goblinami,
2. znakomite aktorstwo odtwórcy roli Bagginsa, Freemana - jest rzeczywiście postacią spajającą film,

Z czym się NIE zgadzam
1. trzeba nie znać książki, żeby nie wiedzieć, że Bilbo nie jest główną postacią HOBBITA, jest nią Thorin
2. znikanie Gandalfa, tak czasem irytujące w książce, jest tu dobrze umotywowane dramaturgicznie, Biała Rada jest czymś dla Śródziemia ważnym a w książce nie występującym, niestety Demo nie czytał Tolkiena więc o tym nie wie,
3. jak z kartonu wycięte postacie krasnoludów to efekt książki, nie Jacksona, który zdołał je (w mojej opinii) zidywidualizować i zróżnicować,
4. co do muzyki, DEMO na ten temat nie powinien się wcale wypowiadać - muzyka jest tłem filmu i może być tak zróżnicowana jak i sam film. LotR był opowieścią kilkuwątkową więc i muzyka opowieść ilustrująca była kilkuwątkowa (Shire, Rohan, Mordor, Moria, Lothlorien to przykładowe tematy), HOBBIT jest zasadniczo jednowątkowy więc jego ilustrowanie musi być jednowątkowe i tutaj H.Shore spisał się znakomicie, bowiem ten jeden wątek nie nudzi lecz zapada w pamięć! Osobiście mam pierwszy stopień wtajemniczenia w muzykę, tzn. rozróżniam kiedy grają a kidy nie grają, lecz Far Over the Misty Mountains Cold nucę od parunastu już dni!

Na zakończenie: może i jestem tolknięty, albo nawet (w opinii mego syna) dotknięty ciężką tolkienozą na granicy kompletnego stolkienienia ale... poszedłem drugi raz. I widziałem daleko więcj niż za pierwszym. Teraz skupiłem się na grze aktorów i doceniłem ją znacznie bardziej niż za pierwszy razem. Początkowo byłem zdania, że zadania postawione przed aktorami powinni grać wyłącznie kaskaderzy ale... pomyliłem się. Freeman, Armitage, McKellen, banda krasnoludów - dobra robota. Natomiast błędem chyba (!) było ponownę angażowanie tego samego Sarumana - dziesięć lat wyraźnie się na nim odbiło.

Dostrzegłem jeszcze jeden minus - tłumaczenie!
Hobbit, Unexpected Journey  oznacza  Hobbit, Niespodziewana Podróż!  a nie Niezwykła!
Desolation of Smaug to raczej Smaugowe Spustoszenia lub coś w podobie.

No, ale tłumaczenia tytułów  z angielskiego to osobny temat, i to na osobny wątek, tu przypomnę tylko

The Sting, aka Żądło po polsku (dosłownie) tymczasem chodzi o wyrażenie idiomatyczne "niezły numer"
Dirty Dancing, aka Wirujący Sex (?????), tymczasem chodzi o " zmysłowy taniec".

To na tyle tym razem, do tematu Hobbita na pewno jeszcze powrócę.

janjuz - 2013-11-13 09:41:36

Ta recenzja jest tylko uzupełnieniem do recenzji wersji kinowej.


Hobbit – wersja reżyserska
   No więc zamówiłem, zapłaciłem, poczekałem (2 dni), dostałem i obejrzałem. Się zachwyciłem. Oglądanie Hobbita na ekranie 32” TV nie daje co prawda takich samych wrażeń jak oglądanie w 3D na ogromnym ekranie kinowym, nie mniej jednak rzecz uznałem za wspaniałą. O ile efekty techniczne były mi już znane, poetycka „malarskość” obrazu już mnie powaliła wcześniej a i grę aktorów zdążyłem docenić to teraz skupiałem się raczej na sprawach scenariuszowych.
   I tu pozytywna niespodzianka, scenariusz jest rozbudowany o jakieś 20 minut. Rozbudowie podległo kilka zaledwie, ale za to kluczowych dla filmu, wątków. Już na samym początku, gdy stary Bilbo zaczyna opis sytuacji Ereboru tuż przed atakiem Smauga, odnosiło się wrażenie, że Thranduil po prostu zdradził sojuszników, gdy smok ich dopadł. W wersji rozszerzonej jest ten postępek dokładnie wyjaśniony, może nie usprawiedliwiony, lecz właśnie wyjaśniony. O zdradzie nie ma mowy.
   Rozbudowaniu uległa sekwencja w Shire zaraz po spotkaniu Gandalfa z młodym Bilbo (I’m looking for someone to share in an adventure). Nie ma to wpływu na narrację, tylko lepiej ukazuje charakter Bilba. Najazd krasnoludów na Bag End jest ten sam.
   Podróż i przygody na drodze do Imladris pozostały te same, lecz pobyt u Elronda i zderzenie rubaszność krasnoludzkiej z elfią wyniosłością jest pokazane przewspaniale! A już zwłaszcza taniec Bifura na stole czy wspólna kąpiel w fontannie.
   Niezmiernie ważna sekwencja Białej Rady jest sporo rozbudowana. Lepiej widać jak Saruman lekceważy niebezpieczeństwo (my już wiemy dlaczego), jak Elrond pozostaje raczej neutralny a Galadriela wyraźnie wspiera Gandalfa. Wątek Radagasta nie został może rozbudowany, lecz jest o wiele lepiej usytuowany w całej opowieści.
   Sceny walk w jaskiniach goblinów nie uległy (i dobrze!!!) dalszej rozbudowie. Trochę rozbudowane zostały ujęcia z Azogiem, lecz nie ma to wpływu na narrację.
   GENERALNIE:
   Jest to pozycja typu „musisz to znać” jeśli jesteś duchowym mieszkańcem Śródziemia (ja jestem). Wersja reżyserska pozwala wejrzeć w scenariusz znacznie głębiej, wygładza pewne mielizny z wersji kinowej, znacznie lepiej ukazuje charaktery postaci i ich losy.
(Tego oficjalnie nie mówię, ale na Pirate Bay jest to już do ściągnięcia w wersji anglojęzycznej).

Raistlin - 2013-11-21 21:37:54

Świetnie! Może uda mi się znaleźć do tej wersji napisy, a jeśli nie to powinny się niedługo pojawić ;)

Tario - 2013-11-22 18:29:08

Mnie się bardzo Hobbit podobał, nie miałem za bardzo co filmowi zarzucić. Sam się ździwiłem, że się skończył, tak naprawdę to czekam tylko aż pójdę do kina na następną część. Podobało mi się prowadzenie historii, a i to, że czytałem książkę jakoś bardzo mi nie przeszkodziło bo sam śmiałem się z wielu momentów z myślą, '''o pamiętam ten moment''

janjuz - 2013-12-28 20:25:36

Właśnie wróciłem z kina – Hobbit; Desolation of Smaug. I od razu lecę z wrażeniami.

Już w polskim tytule kryje się pewna nieścisłość. Tytuł drugiej części Hobbita ustalono na „Pustkowia Smauga”. Przyznam, że tłumacze mogli mieć problem ponieważ wersja bliższa angielskiemu oryginałowi to „Spustoszenia Smauga” czy raczej „Ziemie spustoszone przez Smauga” – w każdym razie brzmi to niezręcznie. Chyba „pustkowia” są lepszym wyborem.
W drugiej części trylogii Hobbita widzimy przygody krasnoludów w drodze do Samotnej Góry. Przygoda za przygodą. Tarapaty za tarapatami. Wyrywają się wargom by wpaść na gobliny. Uciekają goblinom by spotkać pająki Mrocznej Puszczy (Szeloba razy 20). Uciekają pająkom po to tylko by wpaść w ręce elfów Thranduila. Umykają elfom by znów walczyć z orkami i wpaść w ręce ludzi Miasta na Jeziorze. A wszystko po to by stanąć twarzą w twarz ze smokiem, by z nim walczyć, by go wykiwać, by … nie zdradzę.
W sumie, o ile w pierwszej części mieliśmy sporo do przemyślenia (a przynajmniej Bilbo miał) to tutaj mamy właściwie samą akcję. Przynajmniej jeśli chodzi o krasnoludy i Bilba. Jedyny moment rozterki hobbita to decyzja, jaką podjął w wyniku rozmowy ze smokiem. Jest to więc film akcji. Jednocześnie jednak wprowadzone do filmu postacie jakich próżno w książce szukać, zaczynają znacząco kierować narrację w stronę Władcy. Legolas i Tauriel wyraźnie nawiązują w swoich rozmowach do zagadnień wiecznego wroga, sił ciemności i wyboru włączenia się w nurt wydarzeń lub izolowania się od wszystkiego (opcja Thranduila).
A teraz po kolei:
1.    Scenariusz: Philippa Boyen, główna autorka scenariusza, zna materiały Tolkiena doskonale. Potrafiła włączyć do Hobbita mnóstwo przypisów z Władcy, trochę z niedokończonych opowieści, jakieś notatki profesora a potem zgrabnie połączyć to w jedną całość. W rezultacie nie uzyskujemy ekranizacji książki lecz ekranizację idei historii Śródziemia wg Tolkiena. Wątki wprowadzone przez scenarzystów są moim zdaniem prawdopodobne. Nawet znikanie Gandalfa jest tu uzasadnione (świetny wątek Dol Guldur i powracającego Saurona).  WIELKI PLUS
2.    Scenografia: Pustkowia Smauga dzieją się w dużej mierze w scenach ponurych i mrocznych. Mroczna Puszcza, piwnice królestwa elfów, Dol Guldur, Miasto na Jeziorze, Erebor – same mroczne okolice. Na otwartej przestrzeni znakomicie sfilmowany zjazd beczkami w rwącej rzece. Pomimo mroku będącego cechą wspólną przeróżnych lokalizacji jest to wszystko jednak zróżnicowane. Widać przeszłe bogactwo Ereboru, widać nawet byłe piękno lasu opanowanego przez pająki, widać resztki świetności ludzi z Miasta. Duży PLUS.
3.    Muzyka: Howard Shore nie miał tym razem wielkiego pola do popisu, bowiem film jest zdominowany przez akcję, tu nie ma miejsca na charakterystyczne motywy czy porywające arie. Muzyka ma tylko ilustrować, wpadać w ucho i nie przeszkadzać. I tyle czyni. PLUS, ale bez przesady.
4.    Aktorzy: Pustkowia są właściwie filmem o jednej postaci – Thorin Dębowa Tarcza. Stąd tak ważna gra Armitage’a. Świetny. Pozostali stają się powoli tłem dla przywódcy krasnoludów. MacKellen jest nadal świetny lecz jest go niewiele. Dobry jest Beorn, lecz jest go malutko (sceny do rozszerzenia w special edition). Orlando Bloom jest tu lepszy, mniej papierowy, prawdziwszy niż we Władcy, dobra rola odtwórcy Thranduila (choć sama postać powoli staje się nieciekawa) i całkiem niezła Tauriel. Kiepskie role goblinów, to już tylko maski z papier mache, kupa wrzasku i powykrzywianych grymasów. Sporym niedostatkiem zaczyna być gra krasnoludów (choć może to być pewna cecha scenariusza). W pamięci pozostaje tylko siwiutki Balin i kochliwy Kili. Reszta jakoś się zlewa w jedną masę. W sumie – nieźle choć mogłoby być lepiej.
Podsumowując: film wyraźnie zaczyna zmierzać w kierunku połączenia z Władcą, właściwie brakuje tylko wątku Aragorna i, być może Arweny. Sprawa powrotu Saurona z niebytu jest już załatwiona. Mnie to odpowiada, lecz nie jest to już Hobbit Tolkiena lecz Hobbit – prequel Władcy.
Rzecz warta obejrzenia, zwłaszcza gdy ukaże się wydanie rozszerzone, ale bez nastawienia na zgodność z książką. Ten film to już byt osobny. Polecam gorąco.

janjuz - 2014-02-14 13:04:55

Spostrzeżenia po wersji reżyserskiej Hobbit Cd.
   Przestudiowałem ostatnio trzy dyski DVD z materiałami dodatkowymi kręcenia pierwszej części Hobbita. Muszę przyznać, że parę razy zostałem dokumentnie zaskoczony. Oczywiście zaskoczony niesamowitymi możliwościami technicznymi współczesnej kinematografii. Zwłaszcza na styku aktor – reżyser – kamera – komputer. Wydaje się, że można teraz sfilmować właściwie wszystko co dusza zapragnie a na ekranie widz zobaczy obraz tak realny, że szczęka opada.
  Przykład pierwszy: chyba nie każdy zdawał sobie sprawę z trudności, jakie nastręczała scena biesiady krasnoludów i Gandalfa w Bag End. Przy jednym stole siedzi Gandalf, człowiek normalnego wzrostu, oraz banda krasnoludów, wzrostu siedzącego psa, a przez ramię im zagląda Bilbo, jeszcze troszkę mniejszy. A wszystko to musi zagrać w odpowiednich proporcjach. Posłużenie się zwykłym wybiegiem niższych i wyższych stołków nic nie dawało bowiem krasnoludy albo by ledwie zza stołu wystawały, albo Gandalfowi by buty było widać. Poza tym proporcje ciała zostałyby takie same i w technice 3D wylazłoby to szybko na jaw. Podobnie filmowanie Gandlafa w zbliżeniu a reszty w oddaleniu (jak to robiono w LotR) nie dało się zastosować w 3D. Rozwiązanie było karkołomne i omal nie załamało Iana McKellena – w zielonym pomieszczeniu zbudowano pomniejszony plan, w którym grał WYŁĄCZNIE Gandalf a na normalnym planie filmowano resztę. Utrzymanie relacji ruchów i tekstów na obu planach było tak trudne, że Ian chciał rzucać aktorstwo! Ale w końcu wszystko się udało.
   Przykład drugi: technika motion-capture (teraz już nazwana w skrócie „mocap”). Po raz pierwszy zastosowana w grze Serkisa-Golluma w LotR była jeszcze dość prosta (że nie powiem prymitywna). Andy miał kilka kropek na twarzy i parę na całym ciele, nie tylko podkładał głos – on grał całym sobą ubrany tylko w szare, mocno przerośnięte śpiochy z naniesionymi kropkami oraz kamerą nadczołową z obiektywem przed twarzą. Poszło naprzód, że ho, ho! Na twarzy Andy’ego doliczyłem się nie kilku, lecz co najmniej trzydziestu znaczników! Jackson zapałał do tej techniki takim uwielbieniem, że trójka krasnoludów zagrała w przerwie (tak dla rozrywki) całą scenkę z trollami! Wyszło kapitalnie i weszło do filmu. Początkowo zamierzano postać smoka wygenerować wyłącznie komputerowo a Cumberbatch miał tylko podłożyć głos. Jak facet zobaczył możliwości „mocap” zaparł się zadnimi nogami i walnął: ja zagram smoka! I rzeczywiście – zbliżenia smoczego pyska, mimika, a nawet parę ruchów całej postaci to sam Benedict, tyle że komputerowo animowany.
   Przykład trzeci: charakteryzacje! Dotyczy to przede wszystkim krasnoludów. Twarze aktorów nie mogły być kompletnie niewidoczne pod maskami bo zaprzeczyłoby to całej sztuce aktorskiej. Robiono charakteryzację całej sylwetki (Bombur nosił około 20 kg różnych pianek i protez, obwód pasa – 2 m) oraz zmiany proporcji przez poszerzenie głowy kapturami slikonowymi, by uzyskać inne proporcje ciała. Troszkę jeszcze nosów i uszu i… gotowe. Rzecz najgorsza polegała jednak na tym, że silikonowe uszy, nosy i podbródki to elementy jednorazowego użytku. Na potrzeby samych trzynastu krasnoludów wyprodukowano ich ponad 4200!
   A jeszcze gobliny! A jeszcze kaskaderzy „skali” – czasem ludzie wzrostu 120 cm a czasem (!) dziewczyny wzrostu 140 cm. A pająki! A wargi! W głowie się miesza.

janjuz - 2014-12-04 16:54:53

Ciąg dalszy opinii o Hobbicie :  Desolation of Smaug – wersja rozszerzona.

Tym razem rozszerzenie w stosunku do wersji kinowej jest nieco krótsze od tych, do jakich przywykłem w LotR, wszystkiego marne 25 minut. Ale za to jest to 25 ISTOTNYCH minut. Nie rozbudowywano bowiem i tak przydługich sekwencji walk lecz znacznie więcej czasu poświęcono na przykład Beornowi. Ba, nawet kapitalną w książce scenę kolejnego przedstawiania krasnoludów też w jakiejś mierze odtworzono.
Mnie jednak dwie sekwencje niezwykle uderzyły a i zadowoliły jako maniaka fantasy w ogólności a Tolkiena w szczególności. Pierwsza to znakomite przejście przez Mroczną puszczę, świetnie ukazane postępujące oszołomienie wędrowców aż do halucynacyjnego spoglądania przez Bilbo na idącego jego śladami… Bilbo. Wszystko o wiele bardziej mroczne niż w wersji kinowej.
Druga sekwencja to Dol Guldur. Wyjaśnia się tu po jakiego licha Gandalf tam polazł, kogo tam odnalazł i co mu się tam przytrafiło. Spójność akcji w stosunku do wersji kinowej o wiele większa.
Reasumując: rzecz warta nabycia, ja przynajmniej wydatku nie żałuję choć… nie jest to już taki zachwyt jak rozszerzenia w pierwszej części.

Raistlin - 2014-12-04 18:52:45

O to biorę się dzisiaj za oglądanie jeśli tylko to gdzieś znajdę.

janjuz - 2014-12-04 19:11:23

Jest tego cała masa (torrentów of course)

Raistlin - 2014-12-05 11:24:49

Obejrzałem pierwszą część, kąpiel krasnoludów w fontannie i biesiada u Elronda z rzucaniem się jedzeniem i tańcami na stole rządzi! Wątek narady, Elronda, Gandalfa, Sarumana i Pani Galadrieli również mi się bardzo podobał, jej czuję taki niesmak do Sarumana... tego czarodzieja nie da się lubić. Jedyna Galadriela rozumie całą sytuację podobnie jak Gandalf, a ten ślepy biały mag... szkoda gadać. Sugerujesz Janku, że już wtedy Saruman planował zdradę?

Tak nawiasem, chodzą pogłoski jakoby miał powstać serial na podstawie Silmarillionu? Ktoś coś o tym może słyszał?

janjuz - 2014-12-05 12:42:45

O ile pamiętam Silmarillion i opis Trzeciej Ery to Saruman w mniejszym bądź większy stopniu zamierzał zdradzić, lub może tylko zdobyć wielką władzę na własną rękę, już od samego początku tej ery. Sauron zaczął zwodzić Sarumana od czasy, gdy tylko ten osiadł w Isengardzie, który zaczął traktować jak swoją własność a był to przecież relikt Numenoru. W wieży Orthank odnalazł jeden z palantirów i tak nawiązał komunikację z Sauronem bowiem kolejny kamień znajdował się w Barad-Dur.
Co do ekranizacji Silmarillionu. Obawiam się, że nic z tego nie będzie póki żyje Christopher Tolkiem, który ekranizację Władcy i Hobbita znienawidził. Prawa do ekranizacji zostały sprzedane tylko jeśli chodzi o te dwie pozycje a o pozostałych firma "Tolkien Estate" już się wypowiedziała negatywnie. Sytuacja może ulec zmianie bowiem Christopher nie już najmłodszy a jego synom ekranizacja podobała się na tyle, że... wzięli w niej udział jako statyści. Poza tym, co może nawet ważniejsze; prawa autorskie są ograniczone w czasie. Nie wiem jak w krajach anglosaskich lecz u nas na przykład maksymalny czas ochrony wynosi do 70 lat od śmierci autora. Sporo, więc już mogę nie doczekać ;)

janjuz - 2015-01-07 19:29:40

No cóż, i na mnie padło bym ostatniego Hobbita obejrzał. Lecę z wrażeniami.

Hobbit – Bitwa Pięciu Armii
   Mieszane mam uczucia. Z jednej strony muszę uznać, że Peter Jackson stworzył widowisko dobre, porywające, batalistyczne, bitewne, malownicze i groźne. Z drugiej jednak… co tu gadać, nie ustrzegł się mielizn, miałkości, śmiesznostek i całkiem poważnych byków.
   Najbardziej porywająca scena rozegrała się w samym prologu; walka Barda ze Smaugiem atakującym Esgaroth. Potem niestety było już gorzej. Jeszcze broni się scena walki Białej Rady z Sauronem podczas uwalniania Gandalfa z Dol Guldur, jeszcze wzrusza (no, niektórych) wątek romansu Tauriel i Kili’ego, jeszcze przekonuje mnie postawa Legolasa wobec ojca i Tauriel. Potem jednak zaczyna się festiwal efektów specjalnych rodem z gier komputerowych lat 90-tych, czy wręcz gier na automatach w ośrodkach wczasów FWP, wyłażą spod ziemi stwory nie z tej bajki (jakieś czerwie czy piastuny rodem z Diuny lat 70-tych), łoś Thranduila pomaga skrócić o głowę pięciu wrogów za jednym zamachem (Longinusie Podbięto! Wstyd) i nagle … poprzez własny chichot… słyszę śmiech żony na widok Legolasa brykającego po spadających kamieniach.
   Nie chciałbym wywołać wrażenia, że filmu nie warto obejrzeć. Wręcz przeciwnie, należy. Piszę te wszystkie uwagi tylko dlatego, że tym razem film jest oglądalny wyłącznie dla fanów fantasy a Tolkiena w szczególności. Pozostałych wyłącznie zirytuje lub rozśmieszy.
   Tak właściwie to bronią się tylko postawy trzech postaci:
1.    Thorin – znakomicie pokazana psychiczna przemiana krasnoluda z przywódcy grupy krasnoludów w bezwzględnie chciwego władcę pod Górą, by na zakończenie wrócić na właściwą ścieżkę,
2.    Bilbo – przemyślny, przyjacielski, lojalny lecz myślący samodzielnie, brawa za kreację dla Martina Freemana
3.    Thranduil – niespodzianka lecz to prawda, postać ukazuje całkiem nie papierowe oblicze
Pozostali niczym nie zaskakują ani się nie wyróżniają więc i pisać nie bardzo jest o czym.
   Na zakończenie tylko jedna uwaga; nie wolno oglądać tego filmu jako ekranizacji prozy Tolkiena! To nie jest „Hobbit” by J.R.R.Tolkien, to jest „Bitwa pięciu armii” Petera Jacksona i prequel do Władcy Pierścieni. I w tej ostatniej roli film się sprawdza. Ba, dowiadujemy się nawet dlaczego Legolas znalazł się w towarzystwie Aragorna! A wątków do rozbudowy w wersji rozszerzonej całe mnóstwo i jeszcze trochę bowiem sporo tu spraw zaczętych, napomkniętych (wątek matki Legolasa) czy nie całkiem jasnych.
   Całość projekcji zakończył Billy Boyd śpiewając „Last Goodbye”. Pomimo wszystkich niedostatków mam nadzieję, że jednak nie, że Śródziemie jednak odżyje jeszcze na ekranach, że może ujrzymy losy Dzieci Hurina, może będzie nam dane obejrzeć historię Turina Turambara, a może nawet zobaczymy losy Durina i jego potomków. Chciałbym dożyć tych czasów. A teraz, kto jeszcze nie widział… marsz do kina. Mimo wszystko.

janjuz - 2015-10-27 11:46:29

Na dzień 17 listopada bieżącego roku zapowiedziano premierę DVD rozszerzonej o 20 minut wersji Bitwy Pięciu Armii. Z całą pewnością pozyskam to drogą kupna i tylko mam nadzieję, że rozszerzenia nie dotyczą batalistyki. Z opublikowanych trailerów wpadł mi tylko w oko pogrzeb Thorina i koronacja Daina na Króla pod Górą. CZEKAM!!!

Raistlin - 2015-11-06 21:01:15

Jestem lekko zawiedziony ekranizacją Hobbita. Prawdopodobnie jest tak dlatego, gdyż mimowolnie porównuję go z Władcą Pierścieni. Hobbit wygląda jak efekciarska bajka o krasnolódkach i smoku, przytłaczająca ogromem wszystkiego... złoto, skarby, masa efektów, walki i akrobatycznych popisów elfów. Te pościgi, te wybuchy! W moim odczuciu nie są to plusy. To dla mnie osobiście, zbyt ważna i z byt wiele wnosząca do mojego życia książka, by robić z niej efekciarski film akcji. Mimo wszystko i tak uwielbiam ten film, a im więcej Tolkiena tym lepiej. Również czekam!

janjuz - 2015-11-07 09:54:27

Przyznam szczerze, że "nad-rozbudowa" Hobbita i mnie nie całkiem przypada do gustu. Ilość efektów specjalnych, batalistyki, grafika jak ze starych gier komputerowych itp... to wszystko było chyba skierowane do pokolenia dzisiejszych 10-12 latków wychowanych na xboxie czy tym podobnych gadżetach. Osobiście natomiast jestem dość zadowolony z fabularnej rozbudowy scenariusza w stosunku do książki - nowe wątki, nowe postaci, nawiązanie do Władcy Pierścieni... tak, to mi odpowiada. Ciągle tylko muszę sobie powtarzać, że oglądam jacksonową wariację nt. tolkienowskiego Hobbita a nie wierną ekranizację. Tak, czy inaczej... sześciofilm... ale neologizm! ... zajmie poczesne miejsce na półce i często będzie uruchamiany.

www.cserwery.pun.pl www.m-forum.pun.pl www.xcore.pun.pl www.kfgw.pun.pl www.zdolni-pisarze.pun.pl