DragonLance Forum

Forum dla fanów DragonLance, książek fantasy oraz RPG.


#1 2013-04-24 18:17:23

 janjuz

Najwyższy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduńska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 829

Wikingowie!

Muszę się tu przyznać do jednej sprawy. Jak może już zauważyliście jestem nieźle zakręcony jeśli chodzi o literaturę ze szczególnym uwzględnieniem fantastyki, science-fiction i oczywiście fantasy. Tak  się jednak składa, że dręczy mnie i męczy i po nocach spać nie daje jeszcze jedna dziedzina. Historia Wikingów. Wzięło się to z dwóch źródeł; po pierwsze bardzo lubię wszelkie rozważania i dywagacje historyczne, po drugie natomiast przez dwadzieścia lat współpracowałem, a i jeszcze się przyjaźnię, z grupą Norwegów. Oni właśnie zaszczepili mi WIKINGÓW. Od nich dowiedziałem się, że Ruś Kijowską założyli właśnie Wikingowie. Dalej już poszło. Zachciało mi się poznawać oryginalne sagi nordyckie, to bowiem co czytamy jako sagi czyli np. Margit Sandemo itp., Opowieści o Ludziach Lodu tak się mają do SAGI jak kuper kaczy do trąby. Sagi prawdziwe studiuję powoli i tylko w angielskich przekładach bo języka średniowiecznej Norwegii (diabli wiedzą, czemu nazwanego nowonorweskim) nie znam ni w ząb.

Problem polega na tym, że sagi jako takie są śmiertelnie nudne. A zatem, jako człowiek czynu, postanowiłem rzecz nieco ubarwić i je troszkę zbeletryzować. W załączeniu do tego długawego wstępu jest parę stron początkowych. Jeśli to kogo zainteresuje to jestem gotów rzecz kontynuować. Proszę zatem o jak najwięcej krytycznych opinii za które z góry dziękuję .
(Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie przechodzą odnośniki i objaśnienia z Worda)


Saga o Olafie Trygvassonie
Na podstawie sagi z XII wieku spisanej przez mnicha norweskiego Snorri Sturlsona

Rozdział 1
- Niechaj kto skaldowi piwska alibo i syconego miodu naleje! Znam ja takich jak on, bez napitku pyska nie otworzy a jak się napije gadki bez końca powiedzie. Ja dam srebrnika, niech pije i gada!
   W karczmie przydrożnej śmierdziało stęchłym piwem, starym chlebem i rybą. Śmierdziały nigdy nie myte ciała codziennych bywalców, śmierdziały psy pod stołami leżące i chrupiące resztki co ze stołów spadły. Śmierdział tęgi chłop za szynkwasem i baba piwo roznosząca. Nikogo to nie obchodziło. Smród i brud były codziennością, równie nieuniknioną jak bezustanne bicie wszy co we włosach żwawo żerowały.
   Kiedy podpity już gość srebrnika rzucił wraz i dzban syconego miodu przed skaldem stanął. Skald nie był młody, do starości też mu jeszcze brakowało ale młodzikiem zdecydowanie  nie był. Widział już dużo, wiedział wiele, pieśni znał mnóstwo. Pociągnął długiego łyka z dzbana, brodę rękawem otarł i spytał:
- A o  czym to gadać mam?
   Gwar się podniósł boć każdy czego innego był ciekaw lecz skald tylko na darczyńcę spozierał. Ten, że już piwa był pełny, historyjek a plotek  dzisiejszych nieciekaw a ochotę miał na pieśń, co stare dzieje wspomina, rzucił głośno:
- A wiesz to może jak z królami bywało? A z najpierwszymi? A o Olafie, synu Tryggvy, prawić zdołasz?
- Długiej i trudnej chcesz opowieści. Takie zaś suche bywają niemiłosiernie.
   Karczmą wstrząsnął grom rubasznego śmiechu. Patrzcie go, jeszcze strofy nie rzekł a już się przymawia o dolewkę!
- Nie obawiaj się – zawołał hojny woj –Sprawisz się, to kolejnego srebra nie pożałuję!
- Ano, zatem słuchajcie!
  W kącie izby, za stołem oświetlonym łuczywem, siedział zakapturzony mężczyzna. Rzekłbyś, mnich. I miałbyś rację, to był Snorri Sturlson. Mnich, co postanowił sagi pradawne spisywać na pergaminie. Po co, dla kogo, z jakiej przyczyny? Nikt nie dociekał. Snorri szybko stawiał znaczki na zwojach pergaminu. Tego skalda jeszcze nie słyszał. Miał nadzieję, że usłyszy coś nowego. Opowieść o pierwszym królu, co chrzcić chciał cały Nordweg słyszał już kilka razy. Ten skald miał jednak w sobie coś innego od reszty. Może znał prawdę?
    

   I zdarzyło się w czasach Króla Tryggvi Olafsona, że za żonę pojął Astrid, córkę Erika Biodaskalli, bogacza żyjącego w Oprostad. Kiedy dopełniały się dni Tryggvi i jego upadek był przesądzony, Astrid uciekła zabierając z sobą co mogła unieść. Uszedł z nią również opiekun, Thorolf Wszawobrody, który nigdy jej boku nie opuścił. Inni ludzie, do których miała pełne zaufanie, rozglądali się na wszystkie strony zbierając wieści o jej wrogach lub węsząc za ich kryjówkami. Astrid zaś, ciężarną już będąc z Królem Tryggvi, kazała się wieźć na wyspę na jeziorze. Schroniła się tam w towarzystwie tylko paru ludzi. W przepisanym czasie porodziła syna a na chrzcie dano mu imię Olaf, po ojcu jego ojca. Całe lato przetrwała w ukryciu. Kiedy jednak noce urosły ciemnością a powietrze przyniosło chłody wyruszyła ponownie z zaufanym Thorolfem i ludźmi jakich on wybrał. Nocami tylko ośmielili się podróżować przez zamieszkałe części krain. Bali się, by ktoś ich nie ujrzał i nie rozpoznał.
*  *  *  *  *
   Astrid  trzęsła się w siodle. Ze złości i od niezbyt równego truchtu kobyły. Wszystkie jej myśli krążyły teraz wokół starego męża. Oszust! Oszukał ją! Własną żonę! Nigdy nie był królem ! I teraz ona, córka samego Eirika Bjodaskalli , najbogatszego człeka w całym Ha (a już na pewno w Oprostadt), musiała uciekać i to na grzbiecie doprawdy marnej szkapy.
   To, że uciekała nie było właściwie niczym złym. Czarne chmury, jakie zebrały się nad głową jej męża, Tryggvi, nie wróżyły niczego dobrego. Rok walki o odzyskanie ziem, jakie król Haakon stracił na rzecz Danii, ściągnął na walecznego lecz chciwego jarla złowrogą uwagę samej Gunnhildy . Zaczęły się kiepskie czasy. Synowie „matki królów”, sam Harald Szary Płaszcz  wraz z bratem Gudrodem, deptali mu ostro po piętach i zwalczali gdzie tylko popadło.
   Astrid, uciekając z Viken , zabrała tylko tyle ile koń mógł udźwignąć. Ot, parę sukien, trochę kosztowności i złota. Więcej dźwigały konie towarzyszących jej ludzi. Całą grupę wybrał osobiście jej opiekun i przybrany ojciec, Thorolf  Wszawobrody. Nawet źrebak dosiadany przez jego synka Thorgilla niósł żywność i wędrowny ekwipunek.
   Najważniejsze było zupełnie coś innego. Astrid była brzemienna. Musiała jechać ostrożnie a szkapa wciąż podrygiwała. Najważniejsze, że zbliżał się już wieczór a wraz z nim nocny odpoczynek. W tym momencie, jak zwykle najmniej odpowiednim, podjechał Thorolf.
- Na popasie pogadać nam trza, córko – Thorolf bardzo poważnie, a nawet dosłownie, traktował obowiązki zastępczego ojca, jakie Eirik nań nałożył.
- O czymże? Jedzenia starczy, konie wypoczęte a pościg zgubiliśmy.
- Ale czasu do zimy nam nie staje. Na popasie pogadamy.
   Odjechał lekkim kłusem, poszukując już najwygodniejszego miejsca na nocny spoczynek. Astrid ciągle zdumiewała umiejętność wyszukiwania schronienia przy leśnych ścieżkach. Ona sama, wychowana w domostwie miejskim, no prawie miejskim, bała się lasu. A już nocy w lesie bała się potwornie. Te wszystkie gobliny  i jotuny , i jeszcze krasnoludy kryjące się za każdą skała przerażały ją. Tylko towarzystwo dwudziestu zbrojnych i Thorolfa sprawiały, że nocą zasypiała. Sama w lesie, w nocy, umarłaby ze strachu.
   Thorolf już kiwał na pozostałych. Wypatrzył miejsce od konarami wielkiego świerku. Pomieszczą się wszyscy z końmi. A do źródła było tylko parę kroków. Skąd on to wiedział. Nie rozumiała, że lata walk, leśnych zasadzek i podchodów, wykształciły u wojowników omal instynktowną umiejętność przetrwania. Niemal w każdych warunkach.
   Zbrojni już z koni schodzili. Co i rusz któryś zaklął bo drogi dzisiaj szmat niezły pokonali i w kościach się to czuło. Pomimo zmęczenia szybko zaczęli szałasy stawiać, niewielki ogień rozpalać i wodę nosić. Za dnia upolowali i podzielili sarnę. Na wieczorny posiłek jak znalazł. Co prawda, po długiej podróży kaszy już prawie nie było a i z solą było krucho. Nic to, byle kałdun zapchać, wyspać się i o świcie w drogę.
- Pogadajmy – mruknął Thorolf.
   Aż się wzdrygnęła, nie słyszała jak podszedł. Szybko jednak podążyła za nim do małego ognia, gdzie już sarna w całości się piekła. Wiedziała z poprzednich postojów, że mięso będzie na wpół spalone a w środku surowe. Że wciąż będą narzekać, a to na brak soli, a to na brak kaszy, a jeszcze na niewygody i trudy podróży.
   Tym razem jednak, widać wyczytując wieści z twarzy Thorolfa, siedzieli cicho. Słuchali.
- Zmitrężylim na początku tej drogi byle tylko synom Gunnhildy ujść. No, udało się. Teraz nas już nie złapią. Ale inna bieda nam na karki siadła. Do Oprostad, do domu Eirika, przed śniegami nie zdążymy. Jak sypnie, przejść się nie da. Zimna to śmierć. Ty, córko, daleko w śniegach nie pójdziesz. No i dziecko, co w łonie nosisz, stracisz.
   Aż się wzdrygnęła słuchając już nie tylko z oczami rozszerzonymi od grozy ale i szeroko otwartymi ustami.
- Wyjście jedno. Trza nam się na zimę utaić. Zbrojni rozejdą się po okolicy, rodziny nawiedzą, wieści zbierać będą. A uważnie nasłuchiwać, co tam przy piwie w karczmach się gada. Zawżdy ziarno prawdy i z tego da się wyłuskać. Ty zaś, córko, ja i Thorgill, i może ze  dwóch jeszcze, na wyspę Flearlandvatnet się udamy. Zatoka tam jest, co nigdy nie zamarza. Na samej wyspie wieś, ot, paru ludzi, i chram. Są kapłanki, one ci w twoim czasie pomogą. Z wiosną ruszym dalej.
   Już miała zamiar zaprotestować, podnieść głos, wrzasnąć, że nie ma zamiaru zimy spędzać w brudnym chramie gdy ojcowy dom czeka. Już się podnosiła, gdy nagle ujrzała jak zbrojni, kiwnąwszy tylko głowami, zabierają się do mięsiwa a sam Thorolf już się podniósł i nie miał najmniejszego zamiaru jej wysłuchiwać. Tak było zawsze, mówił, co miał do powiedzenia i nie dbał, czy ci się to podoba czy nie. Wiedziała, że jeśli teraz podniesie głos to odpowie jej tylko zdumione uniesienie krzaczastych brwi. Opanowała się, zaczęła myśleć. Jazda do ojca kusiła. Jeśli jednak Thorolf miał rację, a wiele razy miała już okazję się przekonać, że on niczego nie przypuszczał, on wiedział. Skąd? Jak? Thor jeden wie, wiedział i już.
   Zdusiła w sobie protesty i szybko pogodziła z losem. Lepiej przenudzić się przez zimę w jakiejś wioszczynie niż zamarznąć w lesie. Ona może jeszcze by dała radę, ale co z dzieckiem? Poszła do skleconego naprędce lecz całkiem solidnie szałasu. Cały czas zastanawiała się tylko nad jednym; czy powije zdrowe dziecko, najlepiej chłopca, prawowitego następcę Haralda Jasnowłosego  i i Halfdana Czarnego? Czy znajdzie się kogo prosić o pomoc gdy czas nadejdzie, czy kapłanki w chramie będą umiał pomóc, czy będą chciały?
   Nakryła się końską derką i usiłowała zasnąć. Nie mogła. Wciąż przed oczami miała ostatnią rozmowę z mężem. Wykrzyczała mu w twarz, że czuje się oszukana. Że wychodziła za króla a okazał się oszustem, co z domu ojca jak roboczą kobyłę ją zabrał. Tryggvi był spokojny. W końcu cicho powiedział:
- To wszystko? Więc teraz uważaj co ci rzeknę. Nosisz w łonie moje dziecko. Teraz już tylko ono się liczy i dlatego musisz uchodzić. Wrócisz do ojca, urodzisz dziecko a jeśli bogowie sprawią, że będzie to syn to wychowasz go na przyszłego króla. Pamiętaj, w twoim łonie jest nasienie następcy Haralda Jasnowłosego! Ja już się nie liczę. Dopadną mnie synowie duńskiej maciory. No, darmo skóry nie oddam lecz koniec jednaki. Ja mam swoje do zrobienia a ty swoje. Póki będą mnie osaczać za tobą iść im nijako. Dobrze czas wykorzystaj. Thorolfa i dwudziestu zbrojnych zabierz, do Oprostad umykaj.
   Kiedy opuszczali obszary Vestfold, Thorolf wypatrzył jeźdźca, który z uporem za nimi podążał. Tak i siak Wszawobrody wywijał, tropy mylił, ślady zacierał a i tak następnego ranka jeździec był na ich tropie. Trzymał się w oddaleniu, widać było, że chodzi mu nie o napaść lecz o zwiady. Którędy i dokąd się skierują?
   Poirytowany stałą obecnością prześladowcy Thorolf pewnego ranka przyzostał w tyle. Koło południa usłyszeli chrapliwy wrzask i tętent kopyt. Thorolf wracał wiodąc luźnego konia z okrwawionym siodłem. Astrid nie pytała, co się z obcym stało. Nikt nie pytał. Po co?
   Kolejnego prześladowcy nie zdołali już wypatrzyć i w końcu nawet mrukliwy Bjoern, jeden ze starszych zbrojnych, uznał, że drugiego nie posłali. Kto wie? Może jeszcze Tryggvi zdoła losy odwrócić?
   Obudził ją miarowy łoskot toporów. Wyjrzawszy z szałasu przekonała się, że podstępny Thorolf już wczoraj rozbił obozowisko o pół stai od brzegu rozlewiska; jezioro to czyli też fiord, tego już Astrid nie dociekała. Otrząsnęła się z resztek snu. Przeczesała palcami włosy i ruszyła przyjrzeć się postępującej robocie. Zbrojni walili drzewa. Padała dość grube sosny. Pozbawiano je konarów, wleczono końmi nad brzeg rozlewiska, wciągano w wodę i tam łączono. Budowali tratwę. Z ilości powalony drzew wnioskowała, że tratwa ma być spora. Widać i parę koni chcieli na pokładzie zmieścić. Chciała podejść bliżej lecz pomruk Thorolfa ją powstrzymał. Uznał widać, że w jej stanie nie jest to bezpieczne. A może tylko nie chciał, by przeszkadzała w ciężkiej robocie?
   Tratwa powoli nabierała ostatecznego kształtu więc Astrid wróciła do obozowiska i zaczęła zbierać porozrzucane rzeczy. Pogodziła się już z decyzją Thorolfa. Zresztą, poranki już są mroźne, na wodzie pokazuje się rankiem cienka warstwa lodu i dzień wyraźnie się skraca. Nie bardzo orientowała się, gdzie dokładnie teraz obozują ale uznała, że do domu ojca jeszcze ze dwa dziesiątki dni. Nie przejdą. Tyle rozumiała a zimy na zachodnim brzegu już znała. Może mrozy nie były najstraszniejsze, w Vestfold bywało gorzej, ale jak śniegiem sypnie to i konie nie przejdą. Nawet reny nie dałyby rady. Tym bardziej, że dalsza droga wiodła co prawda na południe lecz okolica była bardzo śnieżna zimą bo właśnie tam o brzeg biły fale ciepłego morza .
   Zdążyła się jako tako ogarnąć gdy zbrojni wrócili lecz miast, jak zwykle bywało, rzucić się do jadła, stali w kręgu i słuchali Wszawobrodego.
- Ze mną pójdą tylko dwaj, Swen Kuternoga i Baer Łysy, obaj dobrzy do ryby a to będzie potrzebne. Zabieram dwa konie, swojego i pani Astrid. No i Thorgilla. Pozostali po dwóch, po jednym, po okolicznych osadach zapadną. Macie tu może krewnych, tak by było lepiej. Srebra dostaniecie, na żarcie dla was i paszę dla koni nawet za dużo. Jeno że wam trzeba w karczmach bywać i uszu nadstawiać. Ze dwa razy na pełnię do Bjoerna wieści dawać, on mi je przekaże. Broń pochować w jukach, teraz wy ino drwale albo myśliwi, nigdyście nie wojowali. Na co czekacie? W drogę!
   Wszyscy, poza Swenem, któremu złamana noga źle się zrosła, i Baerem, którego łeb słońce jak lustrem odbijał, bez słowa do koni ruszyli. Nimeś się spostrzegł już i pył po nich opadł.
- Czas nam w drogę – mruknął Thorolf – bierzcie rzeczy i na tratwę póki wiatr dobry powiewa.
   Mieli trochę szczęścia. Wody rozlewiska były gładkie jak zwierciadło. Lekki powiew wiał od strony lądu. Końmi tratwę na wodę ściągnęli. Zwierzęta wprowadzili na jej pokład, rzecz ułożyli i byli gotowi. Jeszcze tylko trójnóg z drzewc zrobili i na nim derki końskie rozpięli, wiatr pomagał. Powiewało delikatnie, jakby ktoś dmuchał tak, by nawet świecy nie gasić. Nawet konie stały spokojnie na nierównym pokładzie, Thorgill zaczął majstrować jakąś prowizoryczną wędkę lecz ojciec nań tylko popatrzył kosym okiem, mruknął:
- Na surowo zeżresz?
i chłopak zaprzestał zabawy wpatrując się ponuro w ołowianą wodę.
   Astrid zaczęły drętwieć nogi. Próbowała zmienić pozycję lecz to niewiele dawało. Zaawansowana ciąż wyraźnie dawała się jej we znaki. WW pewnej chwili Swen zaczął wskazywać jakiś punkt na tle brzegu. Thorolf tylko mruknął i powoli zaczął zmieniać kurs tratwy drągiem sterowym. Nie wychodziło to zbyt dobrze więc Swen i Baer chwycili dwa drągi i zaczęli wiosłować. Pomogło. Tratwa wyraźnie zmieniła kurs.
   Dochodziło południe gdy Astrid zobaczyła pierwsze zarysy niskich chatynek. Ot, ziemianki z darni, drewna i kamienia. Bardziej na uboczu stał chram. Troszkę wyższy i całkowicie kamienny budynek prezentował się okazalej od reszty lecz i tak był tylko marną chatą. Astrid zaciekawiło jedno, do jakiego boga ten chram należał? Odyna, Thora, Frei a może do tego nowego, co go król Haakon z wysp przywiózł ? Tryggvi prawił, że i sam jest jego wyznawcą lecz powiedzieć jej nowym bogu niczego nie umiał. Mówił tylko, że umarł na krzyżu i dzięki temu wszyscy będziemy zbawieni. Co to zbawienie miało znaczyć to już nie wiedział. Astrid pomyślała, że dobrze by być mogło, gdyby dziecku nadać imię w świątyni Thora czy Frei, ale żeby i kapłan nowego boga też przy tym był. Zawsze co więcej to lepiej.

Ostatnio edytowany przez janjuz (2013-04-24 19:19:38)


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.jandbtranss.pun.pl www.harrypottergramy.pun.pl www.party-club.pun.pl www.dla.pun.pl www.devilforum.pun.pl