DragonLance Forum

Forum dla fanów DragonLance, ksi±¿ek fantasy oraz RPG.


#1 2012-08-19 07:55:58

 Remmy

Rycerz Korony

SkÄ…d: Kenderzone
Zarejestrowany: 2011-01-13
Posty: 71

Opowiadanie o krasnoludzie

(Pomy¶la³am, ¿e osobny temat na same wyzwania jest o niebo lepszy. A tematy z osobnymi pojedynkami bêd± mog³y nosiæ od razu tytu³y jak "Remmy vs Anonim")


*Wspina siê prêdko na wysoki, jak dla niej, podest i patrzy z góry nad zebranym t³umem*

Kto jest na tyle ¶mia³y, aby podj±æ wyzwanie i stoczyæ ze mn± pierwszy pojedynek? Niech podniesie tê rêkawicê!

*¦ci±ga skórzan±, podejrzanie za du¿± rêkawiczkê i rzuca ni± pomiêdzy u¿ytkowników*


Temat: Opis jednego zwyk³ego dnia dwóch kap³anów - wyznawcy dobrego oraz z³ego bóstwa. Pokazaæ jak bardzo ich ¿ycie siê ró¿ni, b±d¼ jest podobne - zale¿nie od inwencji autora. Ka¿dy z kap³anów (b±d¼ kap³anek), w którym¶ momencie opowiadania musi siê spotkaæ, zobaczyæ, lub dowiedzieæ o sobie, albo wszystko naraz.

D³ugo¶æ/b] Od 1,5 do 2 stron A4 w Microsoft Word czcionk± 12. Nie mam wyczucia co do tego, wiêc je¶li kto¶ ma co do tego zastrze¿enia (¿e za du¿o lub za ma³o) to niech zg³asza, ja siê dostosujê. No chyba, ¿e jest dobrze.

[b]Termin:
Do ustalenia, aczkolwiek proponujê tydzieñ czasu od podjêcia rêkawicy.

Do broni!

Offline

 

#2 2013-02-15 21:36:33

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

Poniewa¿ Paniom do walki nie¶pieszno a mnie ciekawo¶æ pali, to pozwalam sobie co¶ zacz±æ. Proponujê, ¿eby Panie same wybra³y postacie z mojego prologu i tak w±tek prowadzi³y, by postacie te mog³y siê spotkaæ. Czy maj± walczyæ ze sob±, czy maj± wspó³dzia³aæ, czy te¿ ich przygody s± rozdzielne... to ju¿ Wasz wybór. A oto Pocz±tek przygody:

   ***Jesiennym, bardzo kolorowym lasem wêdrowa³ niezbyt m³ody krasnolud. Wszelkie oskar¿enia o staro¶æ przyjmowa³ atakami bezprzyk³adnej z³o¶liwo¶ci, ale przyznawa³ jedno… m³ody nie by³ z pewno¶ci±. Teraz jednak szed³ dziarsko i usi³owa³ ju¿ nie z³o¶liwo¶æ lecz potoki w¶ciek³o¶ci zmêczeniem przepêdziæ. Niewiele brak³o. No, tyle co brudu ku¼ni za paznokciem Reorksa, a okaza³by grubiañskie maniery wobec niczego wszak niewinnej m³ódki. Ot, wlaz³ do zat³oczonej ober¿y we wsi, stan±³ przy szynkwasie i na ober¿ystê czeka³, gdy zakapturzone dziewczê niewiadomej rasy zza sto³u siê podnios³o i ¶piewnym g³osem powiedzia³o:
- Si±d¼ tutaj, stary krasnoludzie, ja m³odsze mam nogi to i postaæ mogê.
   Tego by³o zanadto. Miejsca mu bêdzie dziewoja ustêpowaæ! Odburkn±³ tylko:
- Zbytek ³aski, wraz wychodzê…
   Ober¿ystê skinieniem przywo³a³, kufel mocnego ale duszkiem wypi³ i… wyszed³ z ober¿y jakby go kto goni³. Stary krasnoludzie! Niedoczekanie! Pocz±tkowo w ober¿y zje¶æ co¶ zamierza³ bo od rana by³ w drodze, ale teraz szed³ jak nakrêcona maszynka gnomów. Do nastêpnej wioski mil by³o kilka wiêc pod wieczór mo¿e zje¶æ co¶ siê przygodzi. Byle tylko kto¶ go znowu nie rozz³o¶ci³.
   Szed³ lekko. Baga¿u wielkiego ze sob± nie zabiera³ bo i podró¿ d³uga byæ nie mia³a. We dwa dni u celu stanie. W rycerskim domu, który nieraz ju¿ nawiedza³, kolejn± snycersk± robotê wykona, parê kawa³ków stali zarobi bo rycerz sk±py nie by³, i do domu, do Solace, powróci. A tam go znaj± i o staro¶æ nie pos±dz±.
   Poprawi³ na ramieniu tobo³ek z narzêdziami i szed³ dalej le¶n± ¶cie¿k±. Drogê zna³ dobrze i zb³±dzenia lêkaæ siê nie musia³. Ze dwie staje jeszcze przemaszeruje i na polanie w sercu d±browy odsapnie. Zawsze tam odpoczywa³. Zawsze pod tym samym dêbem. Zawsze sam.
   Mo¿e jednak nie tym razem.
   Z polany dobieg³ go cichy ¶piew i zapach ogniska. Spojrzy tylko, kto spokój w d±browie zak³óci³ i swoj± drog± pomaszeruje. Znajomo¶ci nijakich zawieraæ nie mia³ zamiaru.
   Przy ognisku siedzia³a niewysoka postaæ dok³adnie opoñcz± owiniêta. I tylko g³os cicho jak±¶ piosenkê nuc±cy oznajmia³, ¿e z kolejn± przedstawicielk± gadatliwej p³ci przysz³o mu siê spotkaæ jednego dnia. To ci pech. Najpierw obiad go min±³, a teraz i odpoczynek.
   Po lesie umia³ siê poruszaæ z elfi± wpraw±. By³ bezszelestny, gdy mija³ nieznajom±. Albo tak tylko mu siê zdawa³o. W ka¿dym razie min±³ j± szybko i swoj± drog± pomaszerowa³.
   Zacz±³ go goniæ i¶cie krasnoludzki apetyt. Po chwili my¶la³ ju¿ tylko o sporym kawa³ku pieczeni z dzika i dzbanie dobrego piwa. No i o wygodnym na noc pos³aniu. ***


Obiecujê, ¿e siê wtr±cê.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#3 2013-03-29 12:11:39

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

Silvara i Remmy na razie milcz±, jak rozumiem dopiero w kwietniu mo¿na siê czego¶ spodziewaæ. W takim razie kontynuujê swój pomys³ i przedstawiam ci±g dalszy historyjki krasnoluda

  Szed³ tak dziarsko, tak lekko, ¿e jeszcze godzinê przed zachodem s³oñca ujrza³ dymy z kominów wioski. Pewnikiem wieczerzê szykuj±, pomy¶la³. Karczma w wiosce , wiosce bez ¿adnej nazwy, ot kilka cha³up na krzy¿, szczyci³a siê niez³ym jad³em, nienajgorszym napitkiem i wiecznie roze¶mianym karczmarzem. Co najciekawsze, wioskê zamieszkiwali ludzie ale karczmê prowadzi³ krasnolud. Najstarsi mieszkañcy wioski wspominali, ¿e za ich dzieciñstwa stary krasnolud ju¿ tu by³ i mocne ale wa¿y³.
  Pierwsze zabudowania krasnolud ujrza³ ledwie z lasu na ³±kê nos wychyli³. Chaty nie by³y bardzo okaza³e bo i ziemie by³y tu nie najlepsze ale ka¿dy o dom swój dba³ nale¿ycie. Bale ¶cian by³y dobrze wapnem wybielone dla ochrony przed wszelkim robactwem, strzechy u³o¿ono równo i szczelnie, p³oty nie szczerzy³y szczerbami a sztachety mia³y g³adzone. Spichrze i stodo³y sta³y nieco na uboczu od g³ównych zabudowañ, ot bezpieczeñstwo gdyby jakim¶ trafem ogieñ dopad³ to na wioskê p³omienie nie przelec±. Ma³o by³o stajen. Widaæ nie ka¿dego tutaj staæ by³o na konia. Wiêkszo¶æ ora³a wo³ami a te do obór pêdzono.
   Lekki powiew wiatru smakowite wonie z karczmy nagna³ prosto w nos krasnoluda. A¿ mu ¶linka pociek³a po siwej brodzie. Poprawi³ pakunek z narzêdziami co mu ramiê obija³, krok wyrówna³ i dziarsko do wsi wmaszerowa³. Nie by³ tu tak ca³kiem obcy. Karczmarza zna³, kowala zna³, ze dwu cie¶li te¿ a reszta stanowi³a dlañ nierozpoznawaln± masê. Ostatni raz by³ tu z dziesiêæ lat temu wiêc karczmarz nic siê nie zmieni, dzieciaki to ju¿ podorasta³y, m³ódki s± ju¿ matkami a starych to i mo¿e ju¿ na tym ¶wiecie nie byæ. Krótko ludziom na tym ¶wiecie.
   Drzwi karczmy otworzy³ i natychmiast g³o¶ny rozgwar uderzy³ go w uszy. Wiêkszo¶ci nawet nie usi³owa³ s³uchaæ ni rozumieæ, lecz g³os karczmarza by³ do¶æ mocny i bardzo charakterystyczny; przypomina³ pi³owanie twardego drewna.
- A ja wam powiadam, ¿e ¿adnej wojny nie bêdzie – grzmia³ chrapliwie – Ile¿ to ju¿ razy gadano, ¿e smoczych armii ino patrzyæ. Ju¿, ju¿ a kosy ostrzyæ, a wid³y szykowaæ i topory. Tfu, starzy i do¶wiadczeni, jak na ludzi oczywi¶cie, a g³upsi od krasnoludzkich dzieci. Tamtym pod Nerak± wygodnie, ciep³o i dostatnio. O wojnie my¶l± tylko ci, co im co¶ zawadza. A co onym zawadzaæ mo¿e.
- Im zawadza tylko jedno – odezwa³ siê g³os cichy, lecz dobrze s³yszalny – Im chodzi o panowanie ich królowej na ca³ym Krynnie. Neraka to ma³o. Na pocz±tek ca³y Ansalon a potem i inne ziemie. Je¶li bêdzie wojna, bo krasnolud te¿ prawdê gada, wojny mo¿e nie byæ, to bêdzie to wojna nie o ³upy, i stal, i z³oto lecz o dusze. A taka wojna zawsze najgorsza.
   W gospodzie zapad³a cisza. Wojna o dusze? A co dusza warta? Po co wojna o dusze? Dopiero g³os cichy zacz±³ t³umaczyæ, ¿e jak ci, co za Paladine id± zewr± siê z tymi, co Takhisis wol±, to ju¿ tylko krew i zniszczenie bo ¿adna strona nie ust±pi. Bo obie strony bêd± pewne, ¿e racja przy nich. Bo najgorsza wojna to wojna religijna, bo ka¿dy z imieniem swego boga na ustach rad umrzeæ a jeszcze bardziej rad w imiê tego boga zabijaæ tych, co innego boga wo³aj±.
   A niech tam, pomy¶la³ krasnolud, Reorx wiedzia³, co robi, po stronie Gileana staj±c. W ¿adne bójki siê nie wdaje a na koniec i tak on musi wszystko naprawiæ. Tak i z nami, my¶la³, ludzie zaczn± siê t³uc, niszczyæ i zabijaæ, a potem my bêdziemy musieli za odbudowê siê zabieraæ. A mo¿e to i dobrze. Ludzie mno¿± siê na potêgê to wojny potrzebuj±, by s³absi odpadli. Inaczej miejsca na Krynnie ju¿ dawno by brak³o.
   Krasnolud wyznawa³ filozofiê do¶æ brutaln±. Ludzie, wed³ug niego, nieco wilkom podobni. Wilków gdy za du¿o to pomiêdzy sob± siê gryz±, wadery mniejsze mioty maj± i wraz jest ich tyle, co las pomie¶ci. Krasnoludy, elfy, ci takiego k³opotu nie maj±. Nie ka¿da para krasnoludzka czy elfia ma dzieci. A ju¿ wiêcej, u elfów zg³asza, nad dwoje to ju¿ niebywa³a rzecz. U krasnoludów inaczej: jedna matka nie bêdzie mia³a dzieci wcale, druga i trzecia tako¿, a za¶ czwarta z pó³ tuzina. I tak elfów i krasnoludów prawie nie przybywa. A ju¿ w Thorbardinie wcale.
- Nawet jak do jakiej¶ ruchawki ma doj¶æ – wo³a³ dalej karczmarz – to czasu jeszcze szmat. Na samo doj¶cie armii z Neraki z pó³ roku trzeba a nikt nie powiedzia³, ¿e ju¿ ruszaj±. Na pewno starczy czasu, ¿eby siê godnie napiæ!
   Karczmarz skin±³ na dwie dziewki, co piwo podawa³y i podszed³ do krasnoluda.
- Witaj, synu Steelhammera – mrukn±³ – g³o¶no tu dzi¶ i g³upio trochê ale dla takiego go¶cia k±t cichy znajdê.
- Nie trzeba, Rodhar – odpar³ krasnolud – przeciwnie, wie¶ci bym trochê chêtnie zebra³. Do Rycerza idê na robotê i na nieobytego durnia wyj¶æ bym nie chcia³. Do Solace wie¶ci za¶ powoli docieraj±. Ostatnio omijaj± nas podró¿ni. Nie wiedzieæ zreszt± czemu.
- Do Rycerza idziesz? Oby¶ go zasta³, bo jak s³ysza³em, Zakon Solamnijski wszystkich co po ¶wiecie siê rozproszyli, pod sztandary wezwa³ i wykluczeniem ze stanu rycerskiego zagrozi³, kto by siê nie stawi³. Si³y zbieraj±, to pewne.
- Wiêc to gadanie o wojnie ma w sobie co¶ z prawdy?
- Tobie powiem. Wed³ug mnie to wojna bêdzie z ca³± pewno¶ci±. Jedynie czego nie wiadomo, to kiedy wybuchnie i Krynn podpali. Ci tutaj ju¿ by ruszali, g³upcy – karczmarz skin±³ na dziewkê i kaza³ szybko podaæ chleba, sera, miêsa i piwa – Bo widzisz – ci±gn±³ dalej – Ludziom ju¿ chyba nudno. Ca³e ich pokolenie ¿yje bez wojny. Rycerze w ³ó¿kach zaczynaj± ze staro¶ci umieraæ. Tamtym w Nerace pewnie te¿ siê znudzi³o. Bêd± siê t³uc, pytanie tylko kiedy i jak d³ugo. W¶ród smokowców, goblinów i innego ta³atajstwa ruch jak we wrz±cym garnku. Jaki¶ tuzin dni temu by³ tu krasnolud, co karawanê z ¿elaziwem do samego Jelek prowadzi³, tam si³y goblinów zebrane w sporej mocy. Gorsze jednak, ¿e kap³ani Takhisis zaczynaj± wszêdzie gadaæ o powrocie Królowej na Krynn. To zawsze by³o pocz±tkiem k³opotów i pewnie i teraz tak bêdzie. Jak w maj±tku Rycerza jakich¶ wie¶ci ciekawych nabêdziesz to daj znaæ a teraz… jedz, pij i pokój, ten co zawsze, na górze ju¿ czeka.
   Syn Steelhammera, Sharp mu by³o, w milczeniu siê posila³. Podziêkowania dla Rodhara by³y zbyteczne. Znali siê i wiedzieli, ¿e jeden drugiemu zawsze pomo¿e. Nie by³ wcale zaskoczony, ¿e Rodhar ju¿ zd±¿y³ pokój wyszykowaæ. Tak by³o zawsze, jak tylko tu zawita³ to pokój ju¿ czeka³. Zjad³ posi³ek, dwa miedziaki na ladê rzuci³, trzeciego dziewce wcisn±³ bo szybka by³a w obs³udze i akuratna, i poszed³ na górê.
   Po kilku chwilach, ledwie gêbê w misce z wod± przemy³, z pokoju zaczê³o dobiegaæ dono¶ne chrapanie. Syn Steelhammera ¶ni³ o wojnie.

Ostatnio edytowany przez janjuz (2013-04-02 17:23:19)


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#4 2013-04-02 19:16:04

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

I ci±g dalszy przygody w odcinkach. Ci±g jeszcze dalszy niew±tpliwie nast±pi.

   Nadszed³ ¶wit. Krasnolud by³ ju¿ na nogach od krótkiej chwili, my³ siê, brodê czesa³, w±sy ogarnia³ i pakowa³ swoje rzeczy. Z do³u zaczê³y dochodziæ d¼wiêki niechybnie oznaczaj±ce, ¿e kuchnia ju¿ pracê zaczê³a i w nied³ugim czasie bêdzie mo¿na co¶ przek±siæ. Zna³ karczmarza na tyle, ¿e móg³ siê spodziewaæ przygotowanego ju¿ podró¿nego pakunku z suchym jad³em, jakiej¶ manierki z czy¶ nieco mocniejszym no i przede wszystkim, podwójnej porcji chleba i miêsa wraz z kuflem ale co ju¿ oczekuj± na stole.
   Zapi±³ szeroki, skórzany pas o mosiê¿nym klamrowaniu. No, jeszcze uda³o siê na przedostatni± dziurkê. By³by w domu siedzia³ d³u¿ej to pasa by brak³o. W podró¿y bêd±c szybko sad³o z brzucha zgubi.
   Schody zaskrzypia³y pod ciê¿arem schodz±cego krasnoluda. Tak jak siê spodziewa³. ¦niadanie czeka³o, lecz, czego siê nie spodziewa³, czeka³ równie¿ Rodhar.
- Siadaj, jedz i pij, a ja bêdê gada³. Wczoraj nijak siê nie da³o powiedzieæ tego, co najwa¿niejsze – rzek³a karczmarz.
   Sharp zatopi³ zêby w miêsiwie i wbi³ wzrok w twarz Rodhara. Karczmarz milcza³ jakby my¶li zbiera³. Gadatliwy nigdy nie by³ wiêc co mia³ powiedzieæ, chcia³ powiedzieæ krótko.
- Wojna ju¿ pod drzwiami czeka. Wybuchnie lada dzieñ, mo¿e tydzieñ czy dwa – mrucza³ jakby do siebie – I nie bêdzie to wojenka jakiej mo¿esz oczekiwaæ po dwóch zwa¶nionych baronach z Solamni. Ta wojna obejmie ca³y Ansalon, Abanasinia jej nie uniknie. Nie gada³em ci wczoraj ale ten, co to z karawan± ¿elaza by³ w Jelek widzia³ jak æwicz± tacy, co smoków maj± dosiadaæ. Smoków samych jednak nie by³o nigdzie widaæ. Ale nikt by siê tak nie szykowa³, gdyby nie by³ pewien ich przybycia. Z Rycerzem bêdziesz gada³, albo i nie bêdziesz, kto to wie. Przeka¿ wszak¿e, com powiedzia³. Mobilizacja si³, co Takhisis oczekuj± jest prawie zakoñczona, nied³ugo rusz±. Gdzie uderz± najpierw – to pytanie pozostaje bez odpowiedzi ale na mój rozum je¶li pójd± na Solamniê to znaczy, ¿e ich celem jest ca³y Ansalon bo Zakon Solamnijski to najwiêksza si³a na kontynencie. Jego pobiwszy maj± resztê na talerzu. Je¶li za¶ na po³udnie rusz± to znaczyæ bêdzie, ¿e Ansalon mo¿e i jest ich celem ale najpierw bêd± chcieli elfy rozbiæ. I te z Silvanesti i te z Qualinesti. Rycerzowi powiedz, ¿e w dwa tygodnie i ja karczmê zamknê i do Thorbardinu ruszê. Swoich te¿ ostrzec wypada chocia¿ takich jak my oba, podgórskich, to oni nie ceni±.
   Niby jeszcze chleb pogryza³, piwem popija³ ale ju¿ czu³ jak mu wszystko i¶cie drewnem w gardle staje. Nowiny przera¿aj±ce same w sobie ale z tego, co Rodhar gada³, wynika³o, ¿e nie by³ on tylko karczmarzem jakiego zna³ od lat. Zmru¿y³ oczy, w±sa przyg³adzi³ i ju¿ gêbê otwiera³, by pytanie zadaæ, gdy karczmarz wznowi³ gadkê.
- I co siê tak gapisz? No, ju¿ siê domy¶lasz? Tak, Zakon mnie to posadzi³, ¿ebym wie¶ci zbiera³, ludzi pyta³, czasem kogo przenocowa³ a innym razem i konia szybko wymieni³ czy miecz wyostrzy³. Ta karczma te¿ do Zakonu nale¿y. Dobrze tu by³o ale siê skoñczy³o. A ty koñcz ¿arcie i w drogê ruszaj chocia¿ miarkujê, ¿e roboty u Rycerza mieæ nie bêdziesz. No, chyba ¿e trochê inn± ni¿ snycerska.
   Nim Sharp o jakim¶ pytaniu pomy¶la³, ju¿ karczmarz zza sto³u ruszy³ bo jaki¶ poranny go¶æ wszed³ do izby.
- Witaj, gospodarzu – rozleg³ siê ostry, dziewczêcy, lekko zachrypniêty g³os – Ca³± noc z Solace maszerujê, w gêbie nic jeszcze nie mia³am. Dajcie cokolwiek do przegryzienia. Srebro i mied¼ mam.
   Sharp mia³ ju¿ skierowaæ siê do wyj¶cia lecz d¼wiêk tego g³osu przyklei³ go do ³awy. S³ysza³ ten g³os, gdy wczoraj dziewczyna przy ognisku ¶piewa³a. Rodhara trzeba ostrzec, kto¶ tu ³¿e. Lepiej zawsze wiedzieæ, ¿e kto¶ tam za pazuch± co¶ ma³o przyjemnego chowa. Odczeka³, a¿ karczmarz pajdê chleba z kuflem piwa przed dziewk± postawi po czym kiwn±³ nañ i do drzwi poszed³. Tak, jak móg³ siê spodziewaæ, Rodhar nie od razu za nim poszed³. Do dziewczyny zagada³, nowin chcia³ pewnie pos³uchaæ, a niczego siê nie dowiedziawszy dopiero do drzwi ruszy³.
- Uwa¿aj – szepn±³ Sharp – dziewka k³amie choæ nie wiem po co. Wczoraj wieczorem siedzia³a przy ognisku w lesie, nie sz³a ca³± noc i g³odna za bardzo pewnie te¿ nie jest.
- Dziêki – mrukn±³ karczmarz – Bêdê ostro¿ny. Zreszt± te¿ mnie zdziwi³o jedno, ty potrzebujesz pó³tora dnia by z Solace do mnie doj¶æ a jej jednej nocy ma starczyæ. Chyba, ¿e jak elf biega, niestrudzenie. Bywaj ju¿, w drogê.
   Sharp ruszy³ dziarsko przed siebie i dopiero po kilku stajaniach pomy¶la³, ¿e oto stary znajomy pogna³ go w drogê jak rekruta. Dobrze jeszcze, ¿e nie hukn±³ na takiego ci±ga³ê. Dziw nad dziwy. Niby karczmarz a nie karczmarz. Niby krasnolud a na Zakonnym ¿o³dzie. Niby wolny i swobodny a gada jak najemnik i to taki, co na rzeczy siê zna.
   Na niezbyt weso³ych rozmy¶laniach droga szybko schodzi³a bo zdenerwowany krasnolud wci±¿ kroku przyspiesza³. Z³apa³ siê na tym, ¿e prawie biegnie i dopiero wtedy w czerep siê paln±³ i do spokoju przywo³a³. Dla rozpogodzenia markotnych my¶li z manierki poci±gn±³… Uch! Nie piwo, nie wino a prawdziwej krasnoludzkiej gorza³ki Rodhar nala³. Chlebem Sharp zagryz³ i wyra¼nie powesela³. Ot, droga wiedzie z góry, s³oneczko przy¶wieca ale nie przypieka, wiaterek wieje ale nie hula, no nic tylko pieszej wycieczki za¿ywaæ.
   Szed³ skrajem wysokiego, sosnowego lasu. Rano by³o jeszcze wiêc maszerowa³ w cieniu. S³oñce w oczy nie ¶wieci³o to i szybko dojrza³ w oddali dymy z kominów okalaj±cych rycerski dwór. Widaæ by³o, ¿e wre tam jak w ulu. Ruch jak w dzieñ jarmarku albo i jeszcze gorzej. Zaciekawiony krasnolud wyci±gn±³ mocniej nogi i nim po³udnie nadesz³o w bramie dworu stan±³. Ku jego ogromnemu zdziwieniu w bramie sta³ we w³asnej osobie Rycerz, ba, i to w pe³nym rynsztunku rycerza. Tylko konia jeszcze nie dosiad³. Wyra¼nie czego¶ albo kogo¶ czeka³.
- No, no, no. Sharp Steelhammer we w³asnej osobie! Staro¶æ ciê chyba powoli dogania bo dawniej na rano by¶ tu stan±³ a nie na po³udnie! – g³os Rycerza by³ dono¶ny, musia³ byæ dobrze i w bitewnym tumulcie s³yszalny.
   Tego Sharp nie lubi³, takie przytyki do wieku zawsze wprawia³y go w z³y humor, zawsze. Tylko nie tu. Rycerz wita³ go tak zawsze, tylko, ¿e nie w bramie i rynsztunku a w kuchni i przy jadle i napitku.
- Dobrze wiecie, panie Rycerzu, ¿e my siê nie starzejemy tak szybko jak ludzie. Pañscy synowie osiwiej± a ja nadal drog± z Solace na po³udnie tu stanê – odpar³ k±¶liwie, to te¿ do rytua³u nale¿a³o.
   Sylwetka Rycerza jakby zmiêk³a, mimo pancerza na piersi, a g³owa pochyli³a lekko do przodu.
- W karczmie Rodhara stan±³e¶? Gadali¶cie mo¿e o tym i owym? Bo tylko na to czekam.
- Stan±³em. Gadali¶my. A¿ mi dziwno, ¿e czekali¶cie. Rodhar nie by³ tego pewny.
- Czeka³em i dla wie¶ci od niego i dla spotkania z tob±.
   Brwi krasnoluda unios³y siê a¿ na czo³o. Zdumienie musia³o byæ wyra¼nie widoczne bowiem Rycerz szybko doda³.
- Ale nie w bramie gadaæ mi z tob±. Chod¼my, jak dawniej, do kuchni. Nikt tam nie bêdzie przeszkadza³. Dwór prawie ju¿ pusty.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#5 2013-04-14 21:21:16

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

I ci±g jeszcze dalszy. No, mo¿e siê kto¶ przy³±czy?


   Gadali czas d³u¿szy. Rycerz niczego w bawe³nê nie owija³ i jasno wynika³o z tego, ¿e bez pomocy krasnoluda to ani rusz. Albo bêdzie musia³ spó¼niæ siê, i to sporo, na wezwanie Zakonu, albo misji nie wype³ni i w³asnych ludzi na ¶miertelne ryzyko wystawi. Ostrzec ich trzeba.
- Widzisz, Sharp, mnie tu Zakon postawi³ jako oczy i uszy. Zakon za to p³aci i Zakon wymaga. Ludzi naj±æ, na przeszpiegi wysy³aæ, wie¶ci dostarczaæ. Wie¶ci o nadci±gaj±cej wojnie. Bo wojna idzie wielkimi krokami. Mnie teraz trzeba co szybciej na Schallsea, mo¿e jeszcze zd±¿ê ludzi uprzedziæ i do wielkich strat nie dojdzie. Tylko, ¿e wtedy nikt nie ostrze¿e ludzi w Haven, nikt nie przeka¿e poleceñ, ¿eby natychmiast zwijaæ ca³± grupê i wiaæ, gdzie tylko siê da jeszcze bezpiecznie. I dlatego do ciebie pro¶ba. Dam sygnet, ¿e¶ zaufany i ode mnie. Dam stali na drogê i stali dla ciebie. Dam konia dobrego. Jed¼ do Haven ale Solace omiñ. Lepiej, ¿eby cie nikt konno pêdz±cego nie zauwa¿y³, pytaniom nie by³oby koñca. A tu trzeba szybko i po cichu. We dwa dni konno w Haven bêdziesz. Has³o, jedno s³owo tylko, komu trzeba przeka¿esz i mo¿esz robiæ, co ci siê ¿ywnie spodoba. To jak? Zgoda?
- Nie ³atwiej by³oby ci, panie, pos³aæ cz³owieka? Masz s³ugi. Lepiej ode mnie na koni siedz± i, jako ludzie, zaufanie u ludzi maj± wiêksze. A na dodatek…
- Mia³em czterech, wszyscy ju¿ wys³ani. Kolejnych ju¿ pos³aæ nie dam rady bo nigdy mnie nie dognaj±. Ty nie musisz. Przeka¿esz s³owo i spokojnie do Solace wracasz. Mój cz³owiek, gdybym mia³ jeszcze lu¼nego, musia³by siê do Haven cofaæ a potem gnaæ na z³amanie karku za mn± a i tak by nie doszed³. Policz, jemu trzeba czterech dni, ¿eby do Haven i tu z powrotem doskoczyæ. Tylko, ¿e za cztery dni to ja ju¿ odp³ynê z Schallsea, a dok±d rozkaz powiedzie pojêcia nie mam. Ty za¶ w¶ród swoich zostajesz, i tylko po drodze ka¿ Rodharowi po¶pieszaæ. Ju¿ on wie, z czym ma siê ¶pieszyæ. No, nie daj siê d³ugo prosiæ. Jedziesz?
- A swoich ostrzec te¿ mogê?
- Moje s³owo komu trzeba przeka¿ a potem ostrzegaj ile siê tylko da. I to nie tylko Neidarów. Da siê, to i do Thorbardinu s³owo jakie po¶lij. Masz kontakty w Qualinesti, wiem bo twoj± robotê u samego Mówcy S³oñca podziwia³em. Po¶lij i im ostrze¿enie. Je¶li tylko zdo³asz bo czasu ma³o. Jedziesz?
- Dobra, jadê. Tylko konia to nie dawajcie, Rycerzu, zbyt ostrego. Nietêgi ze mnie je¼dziec, za krótkie nogi.
- Nie martw siê. Mam tu klacz ³agodn± a szybk±. Siod³o ju¿ kaza³em takie sprawiæ, ¿eby¶ jecha³ lekko i wygodnie a szybko. Czas wa¿ny. Pamiêtaj, dwa dni i stajesz w Haven. Jak siê nie uda, mo¿e byæ ¼le.
- Tacy¶cie byli pewni mojej zgody, ¿e ju¿ i siod³o gotowe?
- Nie. Siod³o szykuj± w³a¶nie teraz. Ale ja zawsze jestem gotowy na ka¿d± ewentualno¶æ. Pamiêtaj teraz co mówiê: w Haven odnajdziesz karczmê „Pod Gryfem” i do karczmarza podejdziesz. £atwo poznasz, bo dwóch palców u lewej rêki nie ma, to w³a¶ciwy cz³ek. Sygnet poka¿esz to wiedzieæ bêdzie, ¿e ode mnie jeste¶. Wtedy powiesz tylko jedno s³owo – wicher – tylko tyle, i natychmiast wyjdziesz. Na ¿adne pytania nie odpowiadasz. Nic nie wiesz, zap³acono ci za przekazanie wiadomo¶ci a co ona znaczy nie wiesz.
- Bo nie wiem.
- Tak lepiej. Bezpieczniej. A potem wyje¿d¿asz z Haven, wie¶ci do Thorbardinu, a mo¿e i dalej sam ju¿ musisz jako¶ przekazaæ. Pamiêtaj tylko jedno, czas jest najwa¿niejszy. Ostrze¿enie po czasie diablej skóry niewarte. Wiêc wiedzieæ musisz, ¿e wojna z Nerak±, a to znaczy z si³ami Takhisis, tak w³a¶ciwie to ju¿ siê zaczê³a. Znaczy krew siê jeszcze nie leje ale armie ju¿ maszeruj±.
- Rodhar mówi³, ¿e jeszcze nie ruszyli…
- Ci z Jelek mo¿e jeszcze nie, ale Neraka ruszy³a. Wiem to z pewno¶ci±. Rodharowi te¿ powiedz „wicher”, bêdzie wiedzia³ o co chodzi. Z tego, co wiem, wynika, ¿e si³y Neraki na po³udnie, na kraje elfickie rusz± pospo³u z minotaurami i innym ta³atajstwem. Jelek si³y zbiera na Solamniê. Po raz pierwszy w³adcy Neraki si³y dziel±. Uderzenie bêdzie mo¿e przez to nieco s³absze ale elfy nam z pomoc± przyj¶æ nie zdo³aj± a i my im te¿ pomóc nie damy rady. Id± na dwa fronty, albo tacy mocni, albo tacy g³upi.
- Kto wroga za g³upca ma, ten…
- Wiem, wiem. Ten ju¿ w grobie le¿y, choæ jeszcze o tym nie wie. Najgorsze, ¿e pojêcia nie mam czy smocze si³y maj±?
- Rodhar mówi³, ¿e je¼d¼ców æwicz±. Ten z karawany smoków nie widzia³ ale æwiczenia je¼d¼ców tak.
- A, do licha! Tegom nie wiedzia³! No, stary, teraz to ju¿ ci nie odpuszczê! Ruszaj natychmiast – Rycerz podniós³ siê z zydla i wrzasn±³ – Konia! Szybciej tam! Siod³o gotowe?! Ganiaæ! Czasu nie ma!


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#6 2013-04-17 18:10:21

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

I kolejny odcinek, no mo¿e kto¶ siê przy³±czy? Sam te¿ to mogê ci±gn±æ ale w towarzystwie ra¼niej.

   Dziwna sprawa. Pó³ dnia w siodle i nic. ¯adnego bólu zadka, ¿adnych otaræ nóg i nawet w krzy¿u nie ³upie. Cudowny koñ! Klacz dos³ownie p³ynê³a w powietrzu, nie podrzuca³a tylko grzbiet lekko jej falowa³, krasnolud czu³ siê jakby p³yn±³ ³ódk± po niezbyt sfalowanych wodach. Przewaga konia nad piechurem okaza³a siê do¶æ wyra¼na, nie do¶æ, ¿e zmêczenia ¿adnego krasnolud nie czu³ to i do karczmy w pó³ dnia poskaka³. Ju¿ widzia³ jasn± strzechê. Pomy¶la³, ¿e jak mu siê tak dobrze jedzie, to tylko zdañ kilka z Rodharem zamieni i nie czekaj±c na nic w dalsz± drogê poleci. O ile koñ zbyt zmêczony nie bêdzie. Ale chyba nie. Tak jak Rycerz doradza³, Sharp nie forsowa³ jazdy, jecha³ lekko wyci±gniêtym k³usem a w³a¶ciwie to klacz sama dyktowa³a tempo. Tak bieg³a jak jej by³o wygodnie, pod górkê zwalnia³a, a nawet do stêp przechodzi³a, a z górki sz³a szybkim k³usem. Do galopu jednak nigdy nie dosz³a. Nie pogania³. Wa¿niejsze by³o zachowanie si³ klaczy ni¿ jaki¶ iluzoryczny po¶piech. Jakby tak z godzinkê pogalopowa³ to potem odpoczynek dla konia niezbêdny. Ot, i ca³y zysk czasu diabli by wziêli a na dodatek koñ niepotrzebnie zosta³by wymêczony. Lepszy delikatny k³us. Je¼d¼cem zbyt wytrawnym to krasnolud z pewno¶ci± nie by³ ale pewne pojêcie to jednak mia³. Bywa³o ju¿, ¿e musia³ spêdziæ w siodle i po parê dni choæ prawdê mówi±c, nigdy tego nie znosi³. Dopiero ta klacz! Teraz po raz pierwszy w niekrótkim przecie¿ ¿yciu poczu³, ¿e jazda konna to frajda jakich ma³o.
   Delektowa³ siê jazd± i nawet nie spostrzeg³ kiedy stan±³ przed karczm±. Cicho by³o. Trochê to niezwyk³e bo o tej porze ch³opy z pól schodz± i do karczmy chêtnie zagl±daj±. A, ¿e na wszystkie niezwyk³o¶ci ju¿ go Rycerz uczuli³ i czujno¶æ doradza³ zachowaæ to i kordelas têgi spod siod³a wyci±gn±³. Tak uzbrojony zbiera³ siê do zsiadania gdy dobieg³ go ¶piewny, dziewczêcy g³os.
- Nie ma po co zsiadaæ, stary. Kordelasa dobywaæ te¿ nie ma po co. Nikogo tu nie ma. Nikogo ¿ywego w ka¿dym razie.
   Obróci³ siê w siodle jak szyd³em w zadek d¼gniêty. Pod roz³o¿ystym kasztanem sta³a szczup³a, zakapturzona postaæ. Po g³osie pozna³, ¿e to ona starym krasnoludem go ju¿ raz nazwa³a. Od razu z³o¶æ poczu³.
- Dla ciebie mo¿e i stary, m³ódko. A ja muszê z karczmarzem pogadaæ.
- To chyba nekromanty potrzebujesz – wyszepta³a dziewczyna.
- Co ty gadasz?!
- Tam nie ma ¿ywych. Pociêci. Chyba gobliny albo co¶ podobnego, pa³aszami pociêci, szerokie ostrza, dobrze widaæ.
   Nie s³uchaj±c dalej krasnolud zeskoczy³ z konia i run±³ do karczmy. Zaraz za drzwiami dopad³ go smród tak straszny, ¿e a¿ siê zach³ysn±³. Gobliny, ani chybi. Tylko sk±d tu gobliny? Karczmarz le¿a³ po¶rodku izby, po obu stronach mia³ towarzystwo, jacy¶ ch³opi z okolicy. Pewnie stronê karczmarz w bójce wziêli i po ³bach dostali. Jednemu to w³a¶ciwie i ³ba niewiele zosta³o. Drugi ciêty z zamachu, bez ma³a wpó³ rozwalony. Przed Rodharem widnia³a szeroka plama zakrzep³ej krwi. Nie jego. Pewni dobrze zaci±³ wroga. Krasnolud zarobi³ ciêcie w plecy. Dopóki ci dwaj stali po bokach widaæ nikt go nie zaszed³ ale jak ci padli to, okr±¿ony, szans wielkich nie mia³.
   Ponury jak chmura burzowa wylaz³ Sharp przed karczmê. O dziwo, dziewczyna sta³ spokojnie przy klaczy i poklepywa³a j± po szyi. Zwierzê wyczuwa³o zapach krwi i wyra¼nie okazywa³o niepokój.
- Piêkna – cicho szepnê³a dziewczyna – I znakomicie wyszkolona. Niepokoi siê ale to nie zapach krwi, to zna. Co¶ innego. Trzeba poszukaæ. Co¶ tu siê czai.
   Bezszelestnie zaczê³a zbli¿aæ siê do krzaków okalaj±cych karczmê od po³udnia.
- Tu ¶mierdzi – warknê³a.
   Krasnolud poczu³ zapach i natychmiast podbieg³ z gotowym do walki kordelasem. Dziewczyna wygl±da³a dotychczas na ca³kowicie bezbronn±, lecz teraz w jej d³oni ukaza³a siê dziwna broñ, jednorêczna, sk³adana kusza. Kusza!   Neraka!
   Dziewczyna machnê³a uspokajaj±co, lecz Sharp wola³ ju¿ trzymaæ j± na oku. Zachodzi³ w stronê krzaków tak, by widzieæ i zaro¶la, i dziewczynê. Pokiwa³a g³ow± w ge¶cie pe³nym rezygnacji i zaczê³a podchodziæ. Zza krzaków doszed³ jêk. Jednym susem krasnolud skoczy³ do przodu i ju¿ widzia³. Uspokojony schowa³ kordelas. Ten wróg ju¿ nie zdo³a nikomu  zaszkodziæ. Dziewczyna szybko podesz³a i a¿ siê zach³ysnê³a w³asnym oddechem.
   Na ziemi le¿a³ goblin. A w³a¶ciwie to, co zosta³o z goblina. Tak na oko, dwie po³ówki goblina, tylko cudem trzymaj±ce siê jedna drugiej. Pa³asz Rodhara by³ ostry i ciê¿ki, jak ci±³, to do koñca.
- Dlaczego reszta zostawi³a go ¿ywego? – zastanawia³a siê dziewczyna.
- I tak ju¿ nic nie powie, a kto¶ tu czas cenny mo¿e zmitrê¿yæ. Nic tu po mnie, czas w drogê i to szybko.
- Poganiaj ale konia szanuj, tak jak dot±d. Droga przed tob± wcale nie taka ³atwa i krótka – cichym g³osem zgodzi³a siê ze starym.
   Sharp ze zdumienia rozwar³ gêbê na ca³± szeroko¶æ.
- A tobie co do mojego czasu?
- Wicher, Sharp, wicher.
   Teraz to ju¿ krasnolud zg³upia³ ze szczêtem. Postanowi³, ¿e krokiem siê st±d nie ruszy, póki nie zrozumie. Zaciêty wyraz twarzy powiedzia³ dziewczynie, ¿e prêdzej tu oboje korzenie zapuszcz± nim krasnolud bez wyja¶nieñ ruszy w dalsz± drogê. Powolnym ruchem zsunê³a kaptur, który do tej pory zas³ania³ jej twarz. Szczup³a, poci±g³a twarz. Jasne i proste w³osy, gdyby by³y d³ugie to nosi³aby na g³owie maj±tek, ale fryzura by³a króciutka. Ot, prawie ch³opiêca. Uszy. Uszy lekko szpiczaste wyra¼nie wskazywa³y na elfkê. Przynajmniej jedno wyja¶nione, prêdzej drugi Kataklizm na Krynn spadnie nim jakikolwiek elf sprzymierzy siê z goblinem, a w karczmie walczy³y gobliny.
   Na krasnoluda patrzy³y oczy ca³kiem nie m³ode. Choæ postaæ, twarz, ruchy, no wszystko razem, wskazywa³o na m³ódkê to ta elfia panna m³ódk± nie by³a. Kto wie? Mo¿e id niego samego starsza? Dziewczyna chyba odgad³a tok jego my¶li bowiem nagle spokojny u¶miech rozja¶ni³ powa¿n± twarz.
- Masz racjê, m³oda, jak na cz³owieka czy krasnoluda, nie jestem. Ale u nas wci±¿ jeszcze wiêcej ni¿ po³owa przede mn±. Co zreszt± w czas zawieruchy niewiele znaczy. Rozumiem, ¿e muszê ci parê spraw wyja¶niæ. Wiêc s³uchaj uwa¿nie, bo nie ma czasu na powtarzanie. Wys³a³ mnie tu Zakon, wspó³pracujê z solamnijczykami od lat. St±d znam has³o „wicher”, wiem, ¿e tylko z takim has³em móg³ ciê Rycerz do Haven pos³aæ. Has³o alarmowe i tylko do Haven mo¿e byæ pos³ane wiêc o to ju¿ nie pytaj. Mia³am siê tu kontaktowaæ wy³±cznie z Rodharem, ale… Sam widzisz, jak wysz³o. Leæ do gospody, leæ „pod gryfa” a ja ciê gdzie¶ po drodze, albo i w samej gospodzie odnajdê. Do Qualinesti nie bêdziesz musia³ gnaæ, ja to za³atwiê, ale Thorbardin to twoja sprawa.
- Z Rodharem gada³a¶?
- Raz tylko. Zd±¿y³ mi powiedzieæ co i tobie gada³. Mia³ siê jeszcze czego¶ wiêcej dowiedzieæ i dzisiaj mi przekazaæ. Dlatego tu jestem. Wróg szybki.
   Elfka nie nale¿a³a do gadatliwych. Pos³ugiwa³a siê wspólnym dobrze, tylko akcent mia³a taki jaki¶ ¶piewny. Zdania krótkie, wojskowe, jak meldunek i rozkaz.
- Dobra. Czas mi w drogê a i ty na siebie uwa¿aj. Jacy¶ obcy siê tu krêc±.
- Obcy? Ja te¿…
- Nie. Przedwczoraj widzia³em na polanie w lesie. Obce dziewczyna, cz³owiek, konna i uzbrojona. £ucznik. Nie wiem kto zacz.
- Bêdê siê rozgl±daæ a i ty uwa¿aj. Strza³a szybko z siod³a zdejmuje.
- Jak mam ciê nazywaæ?
- Mów mi… Shea. To nie jest moje imiê ale jak tylko gdzie zapytasz o Sheê to bêdê wiedzia³a kto mnie szuka. Jestem Kagonesti a nasze imiona nie s± stworzone dla waszego jêzyka. Nie mog³abym ¶cierpieæ takiego kaleczenia. A teraz zmykaj, ja siê tu jeszcze rozejrzê. Co¶ mi tu bardzo ¶mierdzi i nie chodzi o trup goblina.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#7 2013-04-26 16:09:56

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

Wci±¿ ¿yjê nadziej±, ¿e kto¶ siê przy³±czy. Bêdzie ciekawiej.


   Patrzy³a spokojnie na odje¿d¿aj±cego krasnoluda. Widzia³a dobrze, ¿e tysi±ce pytañ gnêbi³y starego, lecz tylko zêby zacisn±³, mrukn±³ co¶ jakby „no, to bywaj” i wdrapa³ siê na niewysokiego wierzchowca. Patrz±c na jego k³us pomy¶la³a, ¿e sama polecia³aby szybciej biegiem. No ale krasnoludy nie s± stworzone do konnej jazdy. Ten jeszcze trzyma³ siê w siodle ca³kiem niezgorzej, mo¿e nawet nie spadnie na ziemiê przed Haven. Siedzia³a na zwalonej k³odzie drzewa przeznaczonego na opa³ do kuchni. Chyba ju¿ nie bêdzie ta k³oda nikomu potrzebna a przynajmniej nie za szybko. Zbiera³a siê do czynno¶ci o tyle koniecznych o ile nieprzyjemnych. Kto¶ musia³ dok³adnie zbadaæ miejsce ataku, sposób ataku, poszukaæ ¶ladów bandy, sk±d przyszli i dok±d siê udali, jakiej broni u¿yli i dlaczego do licha zaatakowali w³a¶nie tutaj, w Abanasinii.
   Wielki Mistrz, Blaanid uth Mondar, wysy³a³ na takie przeszpiegi tylko najbardziej do¶wiadczonych wywiadowców. Takich, co z kierunku po³amania traw na ³±ce potrafili wywnioskowaæ nie tylko, kto têdy przeszed³ ale i i jak dawno, jak szybko i nawet czasami, dlaczego. Po¶ród tych do¶wiadczonych wywiadowców Shea by³a numerem 1. Ka¿dy, kto bra³ j± za niedo¶wiadczone dziewczê ryzykowa³ koszmarn± pomy³kê. By³a elfem a do tego by³a Kagonesti. Jej ¿yciem by³ las, polowanie, tropienie i walka. Mówiono o nich, Dzicy. Czasami by³a to nawet prawda. Shea by³a nie tylko najlepszym tropicielem pracuj±cym dla Zakonu, by³a te¿ najstarszym. Brano j± za m³od± dziewczynê podczas gdy prawdopodobnie dziadek Sharpa by³ jeszcze niedo¶wiadczonym krasno ludzkim kowalem gdy ona ju¿ mia³a za sob± dziesi±tki lat na tropie wrogów. Nawet dla elfów stanowi³a pewn± zagadkê, niby wiedzieli, ¿e nie jest ju¿ m³od± dziewczyn± ale i tak traktowali j± jak kogo¶ o wiele m³odszego. Potrafi³a to zgrabnie wykorzystywaæ.
   Powoli, ruchem tyle zmêczonym co i po prostu niechêtnym, podnios³a siê z k³ody i wesz³a do karczmy. Smród krwi, ¶mierci i mordu by³ potworny. Do tego te¿ ju¿ przywyk³a. Zaczê³a badaæ cia³a uwa¿niej bowiem nadej¶cie krasnoluda przerwa³o jej pracê. Walka toczy³a siê przed karczm± ale zakoñczy³a wewn±trz drewnianego budynku, przy samej ladzie. Napastników by³o chyba o¶miu, jeden pad³ jeszcze przed karczm± i tam ju¿ zosta³. Ze ¶ladów wynika³o jednak, ¿e przynajmniej dwóch goblinów zosta³o jeszcze potê¿nie naznaczonych. Mogli chyba jednak odej¶æ o w³asnych si³ach bo cia³ wiêcej  nie by³o. Le¿a³ tylko martwy karczmarz i dwóch wie¶niaków, potê¿ne ch³opy z siekierami w d³oniach, pewnie drwale albo cie¶le. Dlaczego bronili karczmarza do koñca? Kim dla niego byli? Mo¿e te¿ byli na pensji Zakonu?
   Uth Mondar nigdy wiele nie mówi³, ju¿ jego poprzednicy bywali rozmowniejsi, ten tylko dawa³ rozkazy ale Shea ju¿ nauczy³a siê s³uchaæ tego, czego Mondar nie powiedzia³. Domy¶li³a siê, ¿e Mistrz dosta³ jakie¶ wiadomo¶ci o rajdzie goblinów w g³±b Abanasinii i poczu³ siê zdezorientowany. A tego uczucia nienawidzi³. Abanasinia le¿a³a na uboczu ewentualnego konfliktu z Nerak±, dzia³alno¶æ wroga zdawa³a siê albo zbyt okrê¿na, albo zbyt chytra, albo… to nie Zakon jest celem Neraki!
  W karczmie obejrza³a ju¿ chyba wszystko. Nale¿a³o teraz sprawdziæ, sk±d ta banda ³apserdaków przysz³a. Trzeba by³o tropiæ ‘w piêtkê”, i¶æ pod w³os ¶ladów. Trop nadchodzi³ z lasów na po³udniowym zachodzie od karczmy. Posz³a w tym kierunku. Nie przesz³a nawet piêciuset jardów, do lasu by³o jeszcze ze dwadzie¶cia jak zauwa¿y³a, ¿e goblinów musia³o byæ znacznie wiêcej. Do karczmy poszed³ tylko ma³y patrol, g³ówny ich oddzia³ szed³ w kierunku zabudowañ Rycerza. Je¶li zamierzaj± wywo³aæ tam jak±¶ awanturê to siê g³êboko rozczaruj±. By³a pewna, ¿e dwór jest ju¿ pusty. Rycerz musia³ ruszyæ zaraz po odej¶ciu Sharpa. Goblinom nie bêdzie ³atwo go dopa¶æ. Sz³a dalej w stronê lasu. Nagle przysiad³a i zaczê³a uwa¿nie badaæ ca³kiem nowy trop.
  To nie goblin, pomy¶la³a. Trop drobny ale mocny, stanowczy. Trop kogo¶, kto las zna³ i umia³ siê poruszaæ. Przyjrza³a siê lepiej, porówna³a szlak goblinów i nowego tropu. Ten kto¶ nie szed³ razem z goblinami. Wygl±da³ to tak, jakby kto¶ gobliny ¶ledzi³. No i którym tropem teraz ruszyæ. I¶æ dalej za nowym tropem? Tropiæ gobliny? Czy raczej sprawdziæ, sk±d siê tu wziê³y?
  Pomy¶la³a, ¿e tropienie pojedynczej osoby mo¿e okazaæ siê strat± czasu. Tropienie goblinów nic nie da, jest ich teraz ze dwadzie¶cia, nawet jak dopadn± Rycerza to nale¿y ich szczerze ¿a³owaæ. Pochówek pewny. A sk±d siê tu wziê³y? Je¶li ona tego nie sprawdzi to nikt nigdy siê nie dowie. A to mo¿e byæ wa¿niejsze od celu ich wyprawy. Ruszy³a wstecz tropów, szlak wiód³ do lasu. Sz³a dalej. Zna³a d±b, pod którym zwykle odpoczywa³ krasnolud. Drzewo ros³o w kapitalnie wygodnym dla podró¿nych miejscu. Polana, ¼ród³o, cieñ i trochê s³oñca. Znakomity popas. Gobliny te¿ tu popasa³y. Trawa by³a zmierzwiona a ¶lady ognisk bardzo wyra¼ne. Popió³ by³ jeszcze ciep³awy, odeszli pewnikiem rano.
   I znowu te obce ¶lady! Tylko teraz jakby ca³kiem ¶wie¿e!
   Troszkê na uboczu, w cieniu roz³o¿ystego klonu, siedzia³a samotna postaæ. Shea zorientowa³a siê, ¿e osobnik pod klonem siedzi tam ju¿ jaki¶ czas i z pewno¶ci± j± obserwowa³. Jakby potwierdzaj±c te s³owa obcy wsta³ i spokojnie wzniós³ rêkê w ge¶cie powitania.
- Witaj – zabrzmia³ cichy, niski i niew±tpliwie damski g³os – Ciebie te¿ interesuje wêdrówka goblinów?


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#8 2013-05-28 16:47:10

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

No có¿, ani Silvara, ani Remmy jako¶ siê nie pal± do walki. Przyjdzie mi ci±g dalszy przygód krasnoluda poci±gn±æ. Oto i one.

    Klacz nios³a spokojnie a Sharp jej zbytnio nie popêdza³. Musia³ pomy¶leæ. Obcych co¶ siê nagle zbyt wiele tu pojawia³o. Te strony Abanasinii le¿a³y na uboczu i rzadko kiedy jaki wêdrowiec têdy przechodzi³. Chyba, ¿eby do Qualinesti zmierza³ albo do Thorbardinu. Bo dalej to ju¿ tylko Równiny Py³u. Gobliny nie mog³y nadej¶æ od strony krainy elfów, nigdy by niezauwa¿one nie przesz³y. A zauwa¿one zosta³yby natychmiast ubite. Elfy nie znosi³y goblinów bardziej nawet ni¿ krasnoludy. I to z pe³n± wzajemno¶ci±. Dowódca roty piechurów chêtnie i po³owê z nich po¶wiêci byle dopa¶æ jednego elfa.
   Od Thorbardinu te¿ nie przysz³y. Ju¿ by im krasnoludy da³y popaliæ. Przeciêtny Hylar czy Deargar bardziej ni¿ Agharów nie znosi³ tylko goblinów. Nie mówi±c ju¿ o wolnych jak ptaki Neidarach. Sam by³ Neidarem i wiedzia³ dobrze, czu³ to w ko¶ciach – gdyby dopad³ gobliniego tropu to na³o¿y³by i trzy dni marszu byle ¶mierdz±cego, t³ustego, uszatego i paskudnego drania dopa¶æ.
   Jedynym kierunkiem, z jakiego mog³y nadej¶æ by³o wybrze¿e. Tylko w którym miejscu? Gdzie, do rudego kendera, mogli wyl±dowaæ? Prawie ca³e wschodnie wybrze¿e Abanasinii by³o dobrze strze¿one. Thorbardin najpierw, potem Czaszka, Pax Tharkas, elficki Qualinost, Nowy Port i Xak Tsaroth. Nie ma mowy, nigdzie by siê têdy nie przedostali. Chyba bardziej od pó³nocy, Que-Shu nie strzeg± morza a potem droga daleka do Crossing. Tamtêdy mogli. To by znaczy³o, ¿e gdy on sam maszerowa³ do Rycerza na pó³noc to oni zd±¿ali na po³udnie do karczmy. ¯e siê nie spotkali?
   I jakim cudem przemknê³y siê ko³o Shallsea? Okrêty Zakonu ponoæ pilnie tych wód strzeg±. Same gobliny nie uchodz± za sprawnych ¿eglarzy  wiêc chyba mia³y do pomocy minotaurów. Ci na morzu wszystko potrafi±.
   Ani siê spostrzeg³ jak na takich rozmy¶laniach przelecia³o mu pó³ dnia. Czu³ ju¿ ból w ko¶ciach pomimo, ¿e jecha³ nie¶piesznie a klacz wyra¼nie go oszczêdza³a. Zatrzyma³ konia i powoli zsun±³ siê z siod³a. Wzi±³ uzdê w rêce i poszed³ w g³±b niewielkiego zagajnika. Wiedzia³, ¿e jest tam i ¼ród³o niewielkie i pastwisko jakie takie. Odpocz±æ pora. I jemu pora i klaczy te¿ siê odpoczynek nale¿y.
   Rozpali³ niewielkie ognisko i powoli zacz±³ kawa³ek miêsa podgrzewaæ. Pieczeñ, jak to zwykle u Rycerza, by³a doskonale upieczona ale nie lubil miêsa je¶æ na zimno. Tak sobie kawa³ miêsiwa obraca³ na zaimprowizowanym, patykowym ro¿nie, gdy inna opad³a go w±tpliwo¶æ. Otó¿ Rycerz wyra¼nie mówi³, by Solace omin±æ a do Haven d±¿yæ. Tylko, ¿e najprostsza droga do Haven wiedzie oko³o Solace. Trzeba bêdzie pó³nocnym brzegiem Crystalmir pogoniæ i dalej przez Dolinê Jakanath i dalej do W±wozu Cieni siê dostaæ, by w koñcu dopa¶æ Doliny Haven i samego miasta. Haven le¿y przy samej granicy z Qualinesti to mo¿e by i wie¶ci do Thorbardinu da³o siê jako¶ pos³aæ. A nie, to samemu przyjdzie jechaæ. Najgorsza sprawa, ¿e znaj±c Haven ca³kiem nie¼le bo i tam ze snycersk± robot± chadza³, karczmy „Pod Gryfem” nie pamiêta³. Co by³o tym dziwniejsze, ¿e zna³, jak dot±d s±dzi³, wszystkie karczmy w okolico co najmniej stu mil od Solace. O Gryfie nigdy nie s³ysza³. Pogryzaj±c miêso pomy¶la³, ¿e trzeba bêdzie siê dyskretnie a po cichu rozpytaæ.
   Do Solace by³o jeszcze z pó³ dnia drogi dla piechura ale teraz, gdy na koñskim grzbiecie siedzia³, droga lecia³a du¿o szybciej. Nim siê obejrza³ za¶wieci³o przed nim lustro wód Cystalmir. A przecie¿ do nocy jeszcze by³o sporo dnia. K³usowa³ teraz z dala od szlaku, który po³udniem jeziora przebiega³. Wydawa³o siê, ¿e dotrze do lepszej drogi dopiero wieczorem, na razie ostro k³usowa³ Pó³nocnymi Polami. Przyspieszy³ tu wyra¼nie, lecz do galopu nie przechodzi³. Zarazem chcia³ i konia oszczêdzaæ i otwarte pola co szybciej opu¶ciæ. Gdy w oddali zamajaczy³ szczyt Oka Proroka wiedzia³, ¿e lasy ju¿ blisko i szlak do Haven te¿ niedaleko. Tak sobie pomy¶la³, ¿e przycupnie gdzie¶ w zaro¶lach na noc a wczesnym rankiem, jeszcze przed ¶witem, ruszy w dalsz± drogê. Na popo³udnie do Haven dotrzeæ powinien.
   Â¦ciemniaæ siê ju¿ zaczê³o, gdy krasnolud niewielki obozowisko rozbija³. Obozowisko! Wielkie s³owo. Pos³anie z li¶ci koñsk± dek± zarzucone, malutkie ognisko by komary odgoniæ i palik w ziemiê wbity, by konia uwi±zaæ. Wszystko. Pojad³ na zimno, popi³ wod± z buk³aka, dopatrzy³, by koñ mia³ co potrzeba i nim do dziesiêciu by¶ policzy³, ju¿ chrapa³.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#9 2013-07-26 19:42:02

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

I kolejny odcinek przygód krasnoluda. Ci±g dalszy niew±tpliwie jeszcze przed nami. 


Obudzi³ siê w ¶rodku nocy. O dwa jardy od pos³ania p³onê³o sobie weso³o ognisko, którego z pewno¶ci± nie rozpala³. P³omienie nie by³y zbyt du¿e ale wystarcza³y, ¿eby z postaci siedz±cej po drugiej stronie widoczna by³a tylko twarz. W±sata, brodata, weso³kowata i ca³kiem niem³oda twarz. Z pewno¶ci± krasnolud. Dziwny jaki¶. Sharp szczyci³ siê tym, ¿e potrafi³ rozpoznaæ przynale¿no¶æ klanow± wspó³ziomka na pierwszy rzut oka. Nie tym razem. Ten krasnolud móg³ byæ ka¿dym. I móg³by byæ w ka¿dym wieku. Ca³a postaæ by³a dziwaczna, taka… nieokre¶lona. Za p³omieniami ogniska widnia³a twarz i w³a¶ciwie nic wiêcej. Sprawia³o to dziwaczne wra¿enie twarzy zawieszonej w pustej przestrzeni nad p³omieniami. Sharp nie umia³ nawet powiedzieæ jak wygl±da strój dziwnego krasnoluda.
- Ooo, kto¶ siê obudzi³ – zabrzmia³ g³êboki bas przybysza – No, no. Spanie to ty masz g³êbokie, nawet jak na krasnoluda. A chrapaniem to ju¿ chyba wszystko z tego lasu przegna³e¶.
   Sharp a¿ siê ¿achn±³. Te¿ mi. Chrapanie! Szczyci³ siê tym, ¿e w lesie ¶pi±c zachowywa³ ciszê jak najprawdziwszy elf.
- Chrapiesz, chrapiesz. No, mo¿e troszkê z ha³asem przesadzi³em, ale chrapiesz – nowoprzyby³y chyba czyta³ w my¶lach.
   Czego ten typ chcia³? Sk±d siê to, do kulawego Aghara, wzi±³? Po kiego licha go budzi?
- O jo joj! Ale mnóstwo pytañ – za¶mia³a siê twarz nad ogniem – Na niektóre nawet ci odpowiem. Nie na wszystkie. Rozumiesz, ka¿dy ma swoje ma³e sekrety. Sk±d siê wzi±³em, na przyk³ad. Nie odpowiem na takie pytanie bo albo nie pojmiesz odpowiedzi, albo pojmiesz j± tak, ¿e mi bêdzie wstyd za wspó³ziomka. Po co ciê budzê? Chcê pogadaæ a nie mam z kim, wystarczy? Czego chcê do ciebie? ¯eby¶ wreszcie zacz±³ my¶leæ nie o problemie jaki przed tob± stoi, zreszt± nie tylko przed tob± ale inni mnie nie obchodz±, tylko o rozwi±zaniu problemu. Za leniwy jestem, ¿eby my¶leæ i dzia³aæ za ciebie wiêc i tak musisz zrobiæ co do ciebie nale¿y.
   Umys³ Sharpa galopowa³ jak sp³oszony ogier. Ni w z±b nie pojmowa³ co te¿ obcy mu tu wyk³ada³. Przecie¿ on tylko za pos³añca. Co tu my¶leæ.
- No tak! – zagrzmia³ basowy g³os – Tylko pos³aniec! Znaczy, ¿e mózg mu nie jest potrzebny! A mo¿e zechcia³by¶ siê zastanowiæ, czemu¿ to Rodhar mia³ szpiegów a¿ w Jelek? Do jakiej wojny siê mroczni szykuj±? I z kim u licha chc± walczyæ? I czym chc± walczyæ? Mózgownicê wytê¿! My¶lenie jeszcze nikogo nie zabola³o! No, mo¿e Agharów.
- Na dzisiaj chyba wystarczy bo ci resztki rozumu wyparuj± – kontynuowa³a twarz – Jeszcze pogadamy, nie martw siê.
   W³a¶nie tego zacz±³ siê Sharp obawiaæ.
- Do my¶lenia ciê przymuszê! Teraz jednak chyba by¶ mnie zbyt zmêczy³ a do¶æ leniwy jestem. Gorza³ki Rodharowej daj siê napiæ i odejdê. Na razie.
   W niewidocznej za p³omieniami ogniska d³oni ujrza³ Sharp w³asny buk³ak, tak hojnie przez Rodhara nape³niony. Twarz przytknê³a usta do buk³aka i poci±gnê³a. Ale poci±gnê³a! Krasnolud by³ pewny, ¿e w buk³aku tylko dno pozosta³o, i to suche. Buk³ak przelecia³ nad ogniem i Sharp chwyci³ go chciwym ruchem. Te¿ mia³ ochotê na ³yka.
- Dooobra gorza³a! Wiedzia³ Rodhar jak to pêdziæ. Bêdzie mi tego brakowa³o. £yknij te¿ i id¼ jeszcze podrzemaæ bo do ¶witu trochê brakuje a potem ci czas w drogê. Po¶piech jest wskazany ale my¶lenie wrêcz NAKAZANE! Tobie chyba po ³yczku lepiej siê my¶li wiêc ³yknij, walnij siê na pos³anie a ze ¶witem w drogê.
   Twarz zniknê³a jakby jej nigdy nie by³o. Ognisko szybko dogasa³o a Sharpa ³apa³a gwa³towna senno¶æ. Ledwo ³ykn±³, o dziwo buk³ak nie by³ wysuszony, pad³ na pos³anie z koñskiej derki i ju¿ spa³. Jeszcze we ¶nie us³ysza³ basowy g³os.
„Kiedy z Rycerza poleceniem zgodzi³e¶ siê jechaæ to wojna ciê czeka niechybna. Pamiêtaj jednak, ¿e wojnê wygrywa ten co lepiej i g³êbiej swe dzia³ania przemy¶li.”


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#10 2013-08-15 08:51:00

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

Ci±g dalszy przygód krasnoluda. Ci±g jeszcze dalszy - nast±pi niebawem.




  Obudzi³y krasnoluda pierwsze promienie wschodz±cego s³oñca i rzêsiste krople rosy spadaj±ce z li¶ci drzew prosto na bulwiasty nos. Obudzi³ siê z³y. Pocz±tkowo uzna³ wszystko za dziwaczny sen, a sny ja wiadomo rz±dz± siê swoimi prawami i pró¿no sensu w nich szukaæ. Dla pewno¶ci tylko rozejrza³ siê woko³o i poszuka³ ¶ladów ogniska, które tu w jego ¶nie tak ochoczo p³onê³o. Trawa by³a nienaruszona. Sen i nic wiêcej.
   Wstawanie po nocy spêdzonej na legowisku z koñskiej derki rozes³anej na go³ej ziemi przychodzi³o mu z pewnym trudem. Dawniej potrafi³ skoczyæ od razu na proste nogi, lecz teraz musia³ siê ju¿ rêk± podeprzeæ. Co, do licha! Ziemia przy pos³aniu by³a gor±ca jak… jakby niedawno p³onê³o tu ognisko! Wrêcz czu³ od ziemi sw±d p³on±cych polan drewna. Tylko, ¿e nawet najmniejszego ¶ladu popio³u nie widzia³, nawet jedno ¼d¼b³o trawy nie usch³o, mech by³ nienaruszony. A jednak zdrowo sobie rêkê poparzy³. Niby wiêc nic siê tu w nocy nie zdarzy³o, a jednak kto¶ zostawi³ ¶lad wystarczaj±cy, by jego zignorowanie nie by³o ³atwe. Kto¶ tu by³ w nocy i z nim naprawdê gada³.
   Krasnolud zdawa³ sobie sprawê, ¿e doprawdy ju¿ mu czas ruszaæ. Tyle, ¿e nie móg³ siê ruszyæ. Zdumienie odebra³o mu nie tylko mowê ale i zdolno¶æ ruchu. Czu³ siê jak sparali¿owany.
   Je¿eli te odwiedziny mia³y co¶ znaczyæ to odwiedzaj±cy musia³ byæ doprawdy potê¿ny. Mo¿e jaki¶ mag. Wedrzeæ siê do cudzego snu, gadaæ tak m±drze jak ten obcy, zapa¶æ w pamiêæ tak, ¿e ka¿de s³owo jeszcze w uszach dzwoni a potem zostawiæ tak dziwny ¶lad swej obecno¶ci. Czary, i to niepo¶lednie. Tylko, ¿e s³owa jakie krasnolud us³ysza³ nie by³y przecie¿ komplementami ani ¿adn± przepowiedni±. Ot, zwyk³a po³ajanka. Jakby kto starszy m³odzika beszta³. To musia³ byæ potê¿ny czarodziej! No, bo kto inny?
   Sharp stara³ siê uspokoiæ w³asne, teraz mocno wal±ce, serce. W koñcu stwierdzi³, ¿e nic tu wiêcej nie wypatrzy a my¶leæ mo¿e równie dobrze w siodle. Klacz zreszt± ju¿ nañ popatrywa³a z ukosa jakby chcia³a spytaæ, czemu jeszcze nie wyruszyli? Dobre pytanie, warkn±³ w my¶lach do samego siebie i poszed³ siod³aæ wierzchowca. Po kilku chwilach by³ ju¿ gotowy do dalszej drogi.
   Siedzia³ ju¿ mocno w siodle, w³a¶ciwie mia³ ju¿ ruszaæ, gdy nag³a my¶l, a w³a¶ciwie ol¶nienie przelecia³o mu przez mózgownicê.
   Twarz (czasami my¶la³ – morda) pyta³a „czym zamierzaj± walczyæ?” oraz „z kim chc± walczyæ?”. Jako¶ tak w g³êbi ducha uzna³, ¿e odpowied¼ na pierwsze pytanie jest o tyle wa¿niejsza, ¿e sama udzieli odpowiedzi na drugie. Zatem czym zamierzaj± walczyæ. Dostali ju¿ tyle razy baty od Zakonu Solamnijskiego i si³ elfickich, które nauczy³y siê ju¿ dobrze, ¿e tylko wspó³pracuj±c mog± odnosiæ zwyciêstwa, ¿e mo¿na by³o i¶æ o zak³ad, ¿e na samym Mrocznym Zakonie nie polegaj±. Zreszt± Mroczny Zakon po Wojnie Dusz i Wojnie Chaosu by³ powa¿nie os³abiony a po odej¶ciu, a w³a¶ciwie wypêdzeniu, smoczych w³adców ledwie trzyma³ siê kupy. Solamnijczycy i elfy nie atakowa³y resztek Zakonu bowiem ich pozycje obronne w górach wokó³ Neraki by³y dobrze umocnione i nie wymaga³y wielkich si³ do obrony. Koszty ataku by³yby za wysokie. Smoków na Krynnie nie ma ju¿ ¿adnych. Je¶li nie liczyæ paru pomników naturalnej wielko¶ci, na przyk³ad wokó³ grobowca Humy. Thakisis odesz³a a wraz z ni± smoki chromatyczne, Paladine odszed³ a wraz z nim smoki metaliczne, smoki chaosu za¶ zosta³y wypêdzone. Po kiego licha oni smoczych je¼d¼ców æwicz±? Tu chyba, w odpowiedzi na to pytanie, le¿a³o rozwi±zanie problemu o którym gada³a gêba nad p³omieniami ogniska. Po co im je¼d¼cy gdy smoków brak?
   Uzna³ w koñcu, ¿e my¶leæ mo¿e jad±c i szturchn±³ klacz butami. Ruszy³a ochoczo jakby stanie w miejscu jej wyra¼nie nie by³o w smak. Pali³a siê do biegu i samorzutnie chcia³a przej¶æ do galopu. Sharp otrze¼wia³ na tyle by jej na to nie pozwoliæ. Mieli jechaæ prawie ca³y dzieñ le¶nym szlakiem nim do Haven dotr±. Droga nierówna, zdradliwa i mêcz±ca. Nie mo¿na pozwoliæ na galopadê, wystarczy lekko wyci±gniêty k³us.
   Jecha³ pogr±¿ony w rozmy¶laniach i za bardzo na otoczenie nie zwa¿a³. Dukt wiód³ jak strza³ z ³uku, prosto a równo. Na korzenie rosn±ce w poprzek koñ sam ju¿ zwa¿a³ i uwagi Sharpa to nie wymaga³o. Jecha³ jak na kanapie.
   Przejecha³ tak ju¿ prawie do po³udnia gdy zda³ sobie sprawê, ¿e gdzie¶ tu musi siê czaiæ zakrêt w lewo, jezioro Crystalmir okr±¿aj±cy, a droga za nim prosto ju¿ do Haven zawiedzie. Zwolni³, ¿eby nie przegapiæ bo trakt móg³ siê tu rozdwoiæ; jedna jego odnoga mog³a pój¶æ na zachód, prosto w góry, a jemu droga na po³udnie potrzebna. I rzeczywi¶cie, trakt siê rozdwaja³.
   Sharp ¶ci±gn±³ ostro wodze lecz nie na widok rozstai. Na samym pocz±tku trasy na po³udnie wiod±cej sta³a konna sylwetka. Je¼dziec sta³ nieporuszony, wyra¼nie czeka³.
   Jak post±piæ? Podjechaæ? Powitaæ? Za topór ³apaæ? Kto to do licha w le¶nej g³uszy mo¿e tak staæ?
- Mnie te¿ droga do Haven wypada – us³ysza³ kobiecy g³os (a ¿eby te wszystkie baby ju¿ zesz³y mu z drogi) – a Shea mówi³a, ¿e i twój szlak tam wiedzie. Je¶li nic przeciwko nie masz, pojedziemy razem. Je¶li nie chcesz, pojadê przodem.
   Tak± propozycjê ukazania niechronionych pleców uzna³ za dowód zaufania i braku z³ych zamiarów wiêc mrukn±³.
- Je¶li tobie i mnie ta sama droga wypada to rozum podpowiada by jechaæ razem. Zawsze razem bezpieczniej. A ¿e z She± rozmawia³a¶ to pewnie i wiêcej wiesz ni¿ gadasz. Mo¿na by w Haven usi±¶æ i nad kuflem pogadaæ.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#11 2013-08-30 18:23:57

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

Ci±g dalszy przygody krasnoluda.

   Dziewczyna jecha³a przodem, jakby plecy mu pokazuj±c usi³owa³a dowie¶æ, ¿e niczego z³ego przeciw niemu nie planuje a i z jego strony z³a siê nie spodziewa. Gest by³ tak jasny, ¿e Sharp a¿ siê zatrz±s³ gdzie¶ wewn±trz. Nie z oburzenia, raczej ze zdumienia, ¿e takie wzbudzi³ zaufanie.
- Normalnie rzecz bior±c, nikomu tak bym nie zaufa³a – dziewczyna chyba czyta³a mu w my¶lach, tego czytania duszy mia³ ju¿ trochê do¶æ – Ale raz, ¿e z She± do¶æ dok³adnie ciê obgada³y¶my wiêc ju¿ co¶ tam o tobie wiem A po drugie, nie wiem jak to powiedzieæ…
- Byle jak najpro¶ciej – wtr±ci³.
- Dobra – odpar³a – Mia³am w nocy, chyba we ¶nie wizytê, i …
- Ciebie te¿ jaka¶ morda nasz³a? – warkn±³ jakby trochê zirytowany.
- No wiesz, morda? Piêkna, dostojna pani, ca³a w bieli, z ogromnym medalionem na piersi, jasnymi w³osami, chyba niewidoma…
- Dobra ju¿, dobra – Sharp konia pogoni³ i zrówna³ z wierzchowcem dziewczyny – te¿ mia³em wizytê, no ale mnie nikt piêkny nie odwiedzi³, stary jaki¶, naur±ga³ mi i poszed³.
- Ta piêkna te¿ mi komplementów nie gada³a – odpar³a dziewczyna ze ¶miechem – Kaza³a my¶leæ, i to a¿ do bólu czaszki. Parê razy to powtarza³a. Nie wiem, o co jej mo¿e chodziæ.
- Mój by³ nieco akuratniejszy. My¶leæ kaza³, ale z jego gadki wynika³o równie¿, o czym pomy¶leæ nale¿y.
- No, no! To ju¿ co¶. Bo ta bia³a dama tylko kaza³a mózgownicê wytê¿yæ ale o czy pomy¶leæ, to ju¿ zachowa³a dla siebie. Mo¿esz powiedzieæ co¶ wiêcej czy te¿ ci jeszcze kaza³ go¶æ tajemnicy dochowaæ?
- Mogê, mogê. Wedle mordy mniemania wa¿ne jest nie tylko, ¿e tamci do walki id±. Wa¿ne jest, by pomy¶leæ przeciw komu i¶æ chc±. A chyba jeszcze wa¿niejsze, czym walkê toczyæ pragn±. Jadê od rana,  niewiele siê nawet po okolicy rozgl±dam, i dumam. Wychodzi mi tylko, ¿e obie strony za s³abe do napa¶ci a dobre w obronie. Tamci smoczych je¼d¼ców æwicz± ale przecie¿…
- Cooooo!? – przerwa³a mu dziewczyna – tego mi Shea nie powiedzia³a. Mo¿e zapomnia³a, o ile sama wiedzia³a.
- Wiedzia³a. Rodhar jej powiedzia³.
- Rodhar?
- Karczmarz. Gobliny go ubi³y ale z She± dzieñ wcze¶niej gada³. Powiedzia³.
- Wiêc albo zapomnia³a albo nie zd±¿y³a powiedzieæ.
- One nie z tych co zapominaj±. Je¶li czasu wam by³o sk±po to pewnie wola³a rzec ci co wa¿niejsze.
- Mówi³a, ¿e przygotowania Neraki do wojny dziwne jakie¶. Niby gro¼ne ale chyba nie ca³kiem. Pojêcia nie mam, o co jej mog³o chodziæ.
- Pamiêtaj, ¿e ona z elfów. Ja jestem przy niej m³odzikiem chocia dla ciebie tom pewnie starzec. Nie ogarn±æ nam, co ona ju¿ widzia³a i co sobie o wszystkim my¶la³a. Jeno je¶li przygotowania Neraki do wojny za dziwne uzna³a, to i nam lepiej bêdzie o nich pomy¶leæ. A mo¿e i „Pod Gryfem” pogadaæ. Co siê za¶ tego „gryfa” tyczy. Znam wszystkie ober¿e, karczmy i zajazdy w Haven ale o takiej nawet nie s³ysza³em. A przecie tam mam jechaæ. Nie wiesz mo¿e o co tu chodzi?
   Dziewczyna lekko zachichota³a czym wywo³a³a zmarszczenie straszne brwi krasnoluda.
- Znasz, znasz. Z pewno¶ci± tam by³e¶. Miejscowi mówi± o gospodzie „Pod Elfim Koniem” ale…
- Pewnie, ¿e znam.
- A szyld widzia³e¶?
- Nie. Ciemno by³o a my¶my ciut za wiele krasnoludzkiej gorza³ki wydoili.
- No wiêc na szyldzie kto¶ wymalowa³ skrzy¿owanie wrony i psa. Ma to chyba byæ podobizna gryfa na jakim elfy ganiaj± po niebie. St±d i nazwa; gryf to wierzchowiec elfów, czyli dla prostaków – koñ, tyle ¿e lataj±cy.
- Acha, to ju¿ bêdê wiedzia³ gdzie siê obróciæ.
   Oboje zatopili siê w rozmy¶laniach. O czym my¶la³a dziewczyna, trudno powiedzieæ ale co i raz na Sharpa ostro popatrywa³a. Domy¶la³a siê, a mo¿e i od elfki wiedzia³a, ¿e krasnolud ma misjê w Haven do wype³nienia. Ze spojrzeñ jednak mo¿na by³o siê domy¶leæ, ¿e albo natura tej misji jej jest nieznana albo jest te¿ tej misji przeciwnikiem. Krasnolud powoli jednak dociera³ do przekonania, ¿e przeciwnikiem raczej nie jest. Mog³a go ³atwo strza³± dosiêgn±æ zanim by j± nawet dostrzeg³. Widaæ dobrze, ¿e z lasem obyta.
- A mo¿e jeszcze karczmarza „Pod Gryfem” znasz? – spyta³ nagle po d³u¿szym milczeniu.
- Xaz Trójpalcy? Znam dobrze, minotaur, na wojnie, gdzie¶ chyba w bitwie morskiej, dwa palce prawej d³oni straci³, topora nie bardzo móg³ ju¿ unie¶æ. Pozostali uznali, ¿e przydatny nie bêdzie i go z pok³adu wywalili. Do brzegu jednak dop³yn±³. W jaki sposób karczmê przej±³, nie mam pojêcia ale te¿ jest to jedyna w Haven ober¿a gdzie klient nie zostanie obity je¶li tylko p³aci i awantur nie zaczyna. W innych … ró¿nie to bywa. S³owny i diabolicznie honorowy. Uwa¿aj, ¿eby¶ go nie obrazi³ bo ju¿ siê nauczy³ topora w lewej rêce trzymaæ. A wywija nim… tylko powietrze ¶wiszcze.
- S³owo mu tylko jedno przeka¿ê i ju¿ mnie tam nie ma. Do Thorbardinu mi chyba droga wypadnie.
- Ja bym radzi³a najpierw z Xazem pogadaæ. Pó³dziki minotaur, to prawda, ale ¶wiat zna, o Nerace wie ca³kiem sporo, o ruchach floty minotauryjskiej te¿ niema³o no i wojnê rozumie jak ma³o kto. Pogadaæ warto.

Ostatnio edytowany przez janjuz (2013-09-01 13:39:33)


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

#12 2013-09-15 13:45:14

 janjuz

Najwy¿szy Kleryst

Call me!
Skąd: Zduñska Wola
Zarejestrowany: 2012-10-02
Posty: 831

Re: Opowiadanie o krasnoludzie

I co tam dalej z naszym krasnoludem.


  Jaki¶ czas k³usowali w milczeniu. Krasnoluda opad³y nieweso³e my¶li kr±¿±ce g³ównie wokó³ nocnej wizyty. Czu³ wyra¼nie, ¿e odwiedzaj±ca go gêba dobrze wiedzia³a, co te¿ mu siê pod czaszk± k³êbi. On sam jednak, choæ czu³ wyra¼nie nacisk jakiej¶ niespodziewanej my¶li, nie potrafi³ wyra¼nie sformu³owaæ o co mu chodzi. Wiedzia³ tylko, ¿e smoków dotyczy. Twardo siê zawzi±³ i poprzysi±g³ w duchu, ¿e nie u¶nie, nie spocznie, a¿ zagadki nie rozwik³a. Im bardziej jednak mózgownicê wysila³ tym bardziej mu wychodzi³o, ¿e jest to zagadka w zagadce ukryta. Istny rebus jakowy¶ a w tym nigdy zbyt lotny nie by³.
   Ã†wicz± smoczych je¼d¼ców. Znaczy maj± smoki. Smoków nikt jeszcze nie ujrza³ ale by je¼d¼ców nie æwiczyli gdyby ich nie mieli. To proste. Tedy napa¶ci chc± dokonaæ smoczymi si³ami. To by³aby odpowied¼ na pytanie „czym chc± walczyæ”, teraz przyjdzie podumaæ „przeciw komu”. Maj±c smoki mog± robiæ co im siê czyniæ zapragnie. Wszak ju¿ jeden smok to si³a, ¿e j± nie³atwo pokonaæ. I nawet nie ogieñ, kwas czy lód jakimi zion±æ ponoæ potrafi± s± tu najgorsze. Pono najgorszy jest smoczy strach a je¶li tak to mog± pos³aæ si³y przeciwko Solamnijczykom a jeszcze nastarczy im, ¿eby elfy pogoniæ. ¯eby tak jako¶ wywiedzieæ, ile tych smoków maj±. Rodhar nie gada³ ilu je¼d¼ców æwicz±; szkoda, da³oby siê co¶ z tego wykoncypowaæ, a tak? £am swój ³eb sam.
   Czas na takich rozmy¶laniach niepostrze¿enie mija³ i dopiero g³os dziewczyny trochê krasnoluda do porz±dku przywo³a³.
- Czas koniom daæ wytchnienie, Sharp. Stañmy tu gdzie¶, ja te¿ ju¿ muszê nogi rozprostowaæ a i je¶æ w siodle nie lubiê.
   Otrz±sn±³ siê, rozejrza³ po okolicy i popatrzy³ w niebo.
- Bêdzie ju¿ dobrze po po³udniu. Alem siê zaduma³. Koñ m±drzejszy, sam do stêpa przeszed³. Tu niedaleko strumieñ p³ynie, bêd± konie mia³y wodê a i nam nie zaszkodzi co¶ zje¶æ i popiæ.
   Odskoczyli co¶ ze dwa tuziny jardów ze ¶cie¿ki prosto w le¶ny g±szcz jak natrafili na strumieñ i niewielk± polankê. Krasnolud klacz rozsiod³a³a ta natychmiast zaczê³a siê w trawie tarzaæ, grzbiet wycieraæ, piaskiem sypaæ by po chwili wstaæ i do strumienia podej¶æ. Wodê ci±gnê³a spokojnie ³ykami d³ugimi jak lina dzwonnicy. Widaæ, ¿e nie by³a zmêczona a postój, choæ bardzo przydatny przecie jeszcze konieczno¶ci± nie by³.
  Dziewczyna ju¿ niewielki ogieñ rozpala³a i z sakwy wyjmowa³a miêso, chleb i ser. Widaæ miêsa na zimno nie lubi³a bo po³eæ ca³y nadzia³a na gruby patyk i nad ogniem zaczê³a grzaæ. Sharp zapatrzy³ siê w ogieñ. Lubi³ patrzeæ w p³omienie tañcz±ce na szczapach drewna. Jako¶ go taki widok, zw³aszcza gdy ogieñ p³on±³ na kominku domowym, mocno uspokaja³.
- Ju¿ ty taki spokojny? I co ¿e¶ wymy¶li³? Co ci siê w tej twardej, krasno ludzkiej czaszce wylêg³o?
   Po drugiej stronie ognia by³ ona, znaczy – twarz, albo inaczej morda.
- I czego tak ¶lepia wyba³uszasz? – ci±gnê³a twarz – A pomy¶lisz jeszcze raz „morda” to trzonkiem w³asnego m³otka przez ³eb zarobisz. Te¿ mi. Sam piêkny jak koñski zadek a tu od mordy do mnie… Nie zdzier¿ê, trzasnê. No gadaj, co¶ wyduma³.
- Smoki maj±, smokami uderz± gdzie chc± – pomy¶la³ Sharp.
   Twarz siê skrzywi³a jakby kto¶ j± octem napoi³.
- Jeniusz absolutny! – wrzasnê³a – Klejnotami i z³otem obsypaæ! A najlepiej zasypaæ to ju¿ nigdy k³apaczki nie otworzy. Bo co otworzy to jeno smród siê dobêdzie, smród g³upoty i durnoty! Ale¶ wymy¶li³! To ju¿ krasnolud ¿lebowy wiêcej by gada³ i rozumniej! Ten by wiedzia³, ¿e smoki s± DWA! Bo dla nich wszystkiego jest tylko dwa! Co za je³op! Dwa do dwóch dodaæ nie potrafi! I takiemu g³upkowi Rycerz misjê powierzy³. A pamiêtasz, durniu, co masz w gospodzie rzec?
- Pewnie! Nie musisz siê wydzieraæ!
   Ledwie zd±¿y³ pomy¶leæ odpowied¼ a twarz ju¿ nañ wsiad³a ostro.
- Dobra! Jeszcze jedna szansa. Ma³a podpowied¼ – s³ysza³e¶ mo¿e kiedy o podstêpach wojennych?
   Twarz zniknê³a. Po drugiej stronie ogniska, nad przypalaj±c± siê pieczeni±, widaæ by³o tylko szeroko otwarte oczy dziewczyny. Policzki jej twarzy p³onê³y ognist± czerwieni±, zupe³nie jakby od ognia, zmêczenia albo … wstydu. Sharp z³apa³ siê na tym, ¿e oczy na ni± wyba³uszy³, gapi³ siê wrêcz nieprzyzwoicie (no, dziewczyna nawet ³adna by³a, przynajmniej jak na cz³owieka)  a w g³owie d¼wiêcza³o mu tylko jedno s³owo – PODSTÊP.


https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/p480x480/1238722_626203917419553_1235611245_n.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.043 seconds, 8 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.tirup2010.pun.pl www.aniolypiekla.pun.pl www.jarocin.pun.pl www.watahaiwilczki.pun.pl www.panfu-fan.pun.pl