Giermek
Czy przeczytaliście jakąkolwiek książkę innego gatunku nie powiązaną z fantasy?
Offline
Rycerz Miecza
Lektury szkolne. Poza tym kilka przygodowych, historycznych, przyrodniczych.
Offline
Mistrz podziemi
3 Tomy biografi Aleksandra wielkiego. świetne
Offline
Rycerz Korony
Opis Inkwizycji Hiszpańskiej, Wszystkie książki Markiza De Sade, Jack The Ripper, wszystkie Metra.
Offline
The Knight of Solamnia
Wiele różnych. Oprócz lektur i książek potrzebnych na studia (których przeczytałem sporo) i s-f (niektórzy twierdzą, że to też fantasy, a z tego gatunku przeczytałem wiele, np wiele książek Łukjanienki, Metro 2033 i 2034) czytałem m. in. Ogniem i mieczem, Martin Eden, Snajper (taka nowa o komandosie SEAL Team Six), książki przyrodnicze i popularno-naukowe (jako dziecko tysiące:D a i teraz się zdarza - np Krótka historia czasu, czy książki z serii "dlaczego" o psychologii, ewolucji i ciekawostkach naukowych). Czytam b. dużo, niekoniecznie tylko fantasy.
Offline
"Kod da Vinci" oraz "Anioły i demony" Dana Browna
A i jeszcze ABC Linux...
I jakieś lektury szkolne zwykle w formie streszczenia
Offline
Rycerz śmierci
Wszystkie książki o dzikim zachodzie(piff paff xD) jakie udało mi się dorwać, prawie wszystkie książki Roberta Ludluma,Fryderyka Forsytha. W swoim czasie czytałem też historyczne Sienkiewicz, Korkozowicz itp. Ostatnio przed DL czytałem całkiem niezłą serie s-f cykl Temeraire:)
Offline
The Knight of Solamnia
ooo, właśnie:) Karol May i Indianie;) wiele, naprawdę wiele ksiażek Karola Maya np Winnetou - klasyka młodzieżowa (przed fascynacją fantasy, czyli tak do 2 gimnazjum), książki o dzikim zachodzie innych autorów. No i oczywiście - PAN SAMOCHODZIK!!! SUPER TO BYŁO!!!
Offline
Giermek
Ile odpowiedzi
Mogę się więc opowiedzieć w tej sprawie, ja rozpocząłem czytanie Fantasy. Pierwszą książką był świat Dragonlance
NIe wymieniam oczywiście lektur (Przedwiośnie, Ludzie Bezdomni, Zbrodnia i Kara- klasyka) zmierzam do tego, iż sięgnąłem jakiś czas temu po Kryminały, ponieważ do mnie przemawiają i to był strzał w 10
Tak, to jest mój gatunek, stojący po Fantastyce.
Offline
The Knight of Solamnia
to ja jeszcze dorzucę: Hrabia Monte Christo - 3 tomy (polecam) i Ojciec Chrzestny - 2 tomy (również polecam)
Offline
Giermek
Lubię ksiażki Aleksandra Dumasa - ten klimacik płaszcza i szpady, to bujanie się na żyrandolu, ta czysta, radosna epika.
Lubię Salmana Rushdie - za bardzo soczyste, ciężkie opisy, za klimat, za moc.
"Zbrodnię i Karę", "Potop" oraz "Ogniem i mieczem" czytałam z własnej nieprzymuszonej woli, to samo z "Nad Niemnem"(bo zasnęłam na filmie... nie było aż takie złe) i "Chłopami" (i zaczęłam się modlić do narracji Reymonta).
Poza tym łykam rzeczy takie jak "Fizyka rzeczy niemożliwych" Michio Kaku albo pozycje z półeczki z religioznawstwem.
Offline
Giermek
Napisze w ten sposób dużo. Lecz tak na szybko co pamietam Metamorfozy Owidiusza. Biografie Aleksandra Wielkiego Greena, Maleus Maleficarum Cramera, Historia Rzymu Apiiana z Aleksandrii, Kubiaka Historię i Mitologię, Faraona z przyjemności Pana Tadeusza w pierwszej klasie podstawówki, Lód Dukaja, Egipt Greków i Rzymian Łukaszewicza, Monetfiore o Stalinie, Pipsa o rewolucji październikowej, Imię Róży, Ojca Chrzestnego Mario Puzo, Troce liznąłem Stąd do Wieczności i Czekając na Godota, Browna wszystko, Homo Ludens Houzingi, Społeczeństwo w barokowej Polsce, Renesans we Włoszech, porwałem się też Kultura Odrodzenia we Włoszech ciekawa aczkolwiek usypia błyskawicznie całą prawie że serie Diuna i sporo więcej.
Offline
Giermek
Sci-fi z przyzwyczajenia nie wypoeminiam, bo i ono i fantasy, to elementy fantastyki...
Diuna to zaiście zacna lektura, uwagi jest też wart Cykl o Enderze Orsona Scotta Carda.
Jeżeli ktoś lubi radosne bitwy kosmiczne, to będzie zadowolony z Jacka Campebella i jego Zaginionej Floty (chociaż to książka do kibicowania głównemu bohaterowi), fajnie też się czyta książki Elizabeth Moon (chociaż ona tyle różnych serii ciągnie, które się nawzajem przeplatają, że można jedynie do bibliografii odesłać). Poza tym Dick. I C.J.Cherryh.
Z polskiej literatury sci-fi uwagi wart jest Zajdel - bo to klasyka - nieźle się też czyt Kołodziejczaka i jego Dominium Solarne (chociaż to już dosyć specyficzne jest, bo autor chwali się czasami, że ma taki fajny scaj-fajowy język).
Offline
Giermek
Powiedzmy sobie szczerze prawdziwe SCI-Fi w pojęciu jaki zaprezentował Lem niemalże nie istnieje bowiem cóż jest za trudne do napisania i do przeczytania.
Offline
Giermek
Lem jest jeden, tak samo jak Dukaj jest jeden. Tyle w temacie.
Istnieje tyle odmian samego sci-fi, że porównywanie pozyscji spod innych flag między sobą jest jakieś takie... bez sensu jakiegokolwiek
Offline
Giermek
Niby tak ale nigdy nie da się uniknąć porównywania ich do siebie na wzajem.
Offline
Rycerz Korony
Lem... babcia mnie do niego zachęciła
Offline
Rycerz Korony
Poza fantasy czytam książki Agaty Christie - to naprawdę jest Królowa Kryminału, uwielbiam Poirota Jeśli chodzi też około kryminalne to oczywiście "Kod da Vinci", "Anioły i Demony", a także "Cyfrowa Twierdza" jest ciekawa choć bez Langdona, a "Zwodniczy Punkt" jest po prostu fantastyczny! (również bez Langdona). Podobno mieli tę książkę ekranizować, ale nic więcej nie wiem na ten temat... Na efekty specjalne do "zwodniczego Punktu" poszłoby tyle forsy, że aż mi zimno
Inne kryminały - Joanna Chmielewska bardzo fajnie pisze, można się nieźle pośmiać z jej stylu i jej "bohaterki", którą jest sama Chmielewska ^^
Idziemy dalej z promocją polskich autorów nie piszących fantasy... Hmm...
Zawsze też chętnie czytałam młodzieżówki i tutaj podbiła mnie Małgorzata Musierowicz i jej Jeżycjada - przesympatycznych bohaterów stworzyła, każdy z bardzo wyrazistym charakterem. Nie polecam jednak tym, którzy nie lubią humorystycznej sielanki - ja za tym przepadam.
Monika Szwaja - to raczej literatura typowo kobieca, ale bardzo lekko się czyta i lubię te jej 3 książki, jakie dostałam w swoje ręce.
Kocham Szekspira, ma świetne poczucie humoru, a dramaty ma najzwyczajniej epickie.
Soth Napisałeś, że czytałeś "całkiem niezłą serię s-f cykl Temereire'a". Czytałam to ostatnio i jestem zachwycona, tyle, że to zdecydowanie jest fantasy ^^ Smoki w s-f spotyka się raczej rzadko, prawda?
Czytałam także psychologiczną książkę Johna Greya "Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus", która dała mi dużo do myślenia, a czytanie sprawiało przyjemność. Mówi o różnicach między mężczyznami a kobietami, czasami humorystyczna i naprawdę bardzo ciekawa.
Chyba wypożyczę sobie jeszcze raz "Trzech Muszkieterów" Dumasa. Zabierałam się dwa razy i dwa razy mi się bardzo podobało, tylko zawsze musiało mi coś wypaść tak, że zapominałam o książce. A klimat "płaszczy i szpady" jest według mnie pociągający ^^
Na półce czekają też na mnie trzy grubaśne tomiska Steiga Larssona. Na podstawie jednej z nich powstała "Dziewczyna z tatuażem", więc hołdując zasadzie "książka od filmu jest ZAWSZE lepsza" na sam widok książek świecą mi się oczy, bo film podobał mi się szalenie. Polecam już teraz, mimo, że nie przeczytałam
Może was to z dziwi, ale przepadam również za baśniami i bajkami Brzechwy. Do teraz potrafię wyrecytować sporą część "Pchły Szachrajki", "Szelmostwa Lisa Witalisa" mnie bawią do teraz... W ogóle Brzechwa pisze dla dzieci, ale jednocześnie słuchając jego bajek dorosły musi się uśmiechnąć.
Offline
Najwyższy Kleryst
Wypowiedzi na forum pobudziły pamięć. Postarałem się więc i ab ovo mamy (lektury obowiązkowe pomijam).
1. Pierwszą książkę otrzymałem od Ojca w 1958 roku. Był to „Robinson Cruzoe” Stanisława Stampfla na podstawie Daniela Defoe. Miałem 6 lat i tak to się zaczęło. Książka ta, wydana w 1954 roku, dalej pyszni się na mojej półce.
2. Przez cały okres podstawówki Ojciec przeklinał swój prezent, bowiem więcej czytałem niż ganiałem za piłką. Na moje szczęście na książkach Ojciec nie oszczędzał. Przyszła więc kolej na Alfreda Szklarskiego (cały cykl przygód Tomka Wilmowskiego), podkradane Ojcu „Tygrysy” (małe książeczki z historii pierwszej i drugiej wojny), Jack London, James F. Cooper, Curwood, Lucy M. Montgomery(?), Karol May, ale i Konopnicka, Mickiewicz, Słowacki, Fiedler, Meissner, Dumas. Jednym słowem – przygoda aż się skrzyła. Potem nastąpiła seria „Samotni Żeglarze” i dopiero wsiąkłem. Do tego stopnia, że jestem teraz jachtowym sternikiem morskim. Pod koniec podstawówki objawił mi się Lem. Zaczęło się od „Astronautów” i filmu na tej podstawie – Milcząca Planeta. Choć nadal łykałem właściwie wszystko, to jednak fantastyka stanęła na czele. Zwłaszcza gdy dotarło do mnie, że dla Lema była to tylko odskocznia od filozofii w postaci „Summa Technologiae”, „Golema XXIV” i temu podobnych. Na książki Lema czekało się w kolejkach w księgarni!!! Na inne, co lepsze również!!! Poza Harry Potterem – kolejka-pojęcie nieznane. Pomimo fantastyki dopadały mnie i inne okresy – okres historyczny polski, (Kraszewski (brr), Gołubiew (mniam), Jasienica (aj,aj,aj), Wańkowicz (!!!)), okres historyczny starożytny (Ceram (!!!)), okres historyczny prekolumbijski (Hubert itp.), myśliwski, popularno-naukowy, kosmiczno-astronomiczny (nawet poradniki łykałem!). bałagan w głowie straszny ale jeszcze zdążyłem z całym Sienkiewiczem i Gąsiorowskim.
3. Czasy licealne były troszkę ambitniejsze, przynajmniej początkowo – Cortazar (Gra w klasy), Joyce – (Ulisses, w tłum. Słomczyńskiego – oj, te kolejki w bibliotekach! Bo w księgarni żadnej szansy, a potem trzydzieści stron i won!), Camus, Saint Exupery, Kruczkowski, Mrożek, Hłasko. i mnóstwo im podobnych. I gdzieś tak w połowie liceum stało się, że Ojciec, z jakiejś podróży zagranicznej przywiózł Hobbita i Władcę PO ANGIELSKU, łobuz.Języka uczyłem się już w podstawówce ale, sami wiecie – trzy Z, a tu książki obce! Przysiadłem i połknąłem Hobbita w jakieś dwa miesiące(!). Wpadłem. Do końca liceum zdążyłem z Władcą i właściwie skończyła się fantastyka a zaczęła fantasy. Liche to wtedy było ale zawsze można było zaliczyć Borroughsa i jemu podobnych.
4. W okresie studenckim sprawy się mocno pogorszyły. Bo z jednej strony kusiła literatura tzw. ambitna (dziś: mainstream) a pogardzana wtedy fantasy i tak była najważniejsza, tyle, że było tego, co kot napłakał. Wydawano wtedy głównie Strugackich (dooobre), Wiśniewskiego-Snerg (też niezłe), czy Wnuka-Lipińskiego (lepszy pisarz niż polityk). Najważniejszym źródłem bywało wydawnictwo „Literatura na Świecie”, które czasem coś tam zauważyło.
5. W czasach poststudenckich, już jako ojciec rodziny, czasu miałem może mniej ale chęci wręcz przybyło. Właśnie zaczęto wydawać czasopismo „Fantastyka”, które publikowało sporo polskich debiutantów i tak poznałem Sapkowskiego, Ziemkiewicza i innych. Czasy osiemdziesiąte rozwojowi czytelnictwa wszakże nie sprzyjały i na mnie też się to odbiło.
6. Lata dziewięćdziesiąte to wybuch wydawniczy również w fantasy. Pojawia się (i to bez stania w kolejkach) Ursula LeGuin, Robert Jordan, Terry Pratchett, Frank Herbert kontynuuje Diunę, David Eddings walczy z Malloreonem, Belgariadą i własną żoną (co przypłacił porażką czyli wydaniem zupełnie poronionego cyklu DREAMERS), Artur C. Clark jest dostępny nie tylko w Odysei 2001 ale i 2010, 2061 oraz 3001, Brian Aldiss wydaje Helikonię. Zaczyna się era komputerów, Internetu, gier RPG. Zaczyna się Dragonlance, Warhammer, Dungeon & Dragons. O tym, że w Dragonlance wpadłem jak śliwka w …kompot nie muszę chyba pisać. Pozostałe rzeczy mnie nie zachwyciły a twórczość Salvatore wręcz odrzuciła.
7. Zaczął się nowy wiek i nowe książki. Wróciłem trochę do innej tematyki i łyknąłem cykl „Korpus” Griffina, cały cykl Clancy’ego i jeszcze trochę takiej literatury (wraz ze Stigiem Larssonem) i… wróciłem do Dragonlance. Tym razem w oryginale. W międzyczasie dopadło mnie wredne choróbsko i…mam jeszcze więcej czasu na czytanie i pisanie. Przeczytałem Paoliniego „Eragon” i cała reszta i muszę rzec, że tłumaczenie jest lepsze od oryginału a filmowa adaptacja pierwszej części też jest niezła. Lewis ze swoją Narnią najlepszy jest w filmie, książka nudzi i po angielsku i po polsku.
8. Tysiąca spraw jeszcze nie poruszyłem; bo i Ann McCaffrey z „Jeźdźcami Smoków z Pern” i Trudi Canavan, naśladowczyni (raczej kiepska) wielkich cyklów fantasy, i Eriksson, i Mari Snyder i mnóstwo innych.
9. Ale po drodze był jeszcze Czechow, Dostojewski, Bułhakow (nawet w oryginale!), Tołstoj, Hasek (Szwejk jest boski!), i Goodkind (Miecz prawdy), i Walter Moers (wspaniała fantasy niemiecka – polecam gorąco), i Tad Williams, i Nancy Kress, i…..
10. Wiecie co… po latach stwierdzam, że najważniejszą książką, jaką przeczytałem był i tak…
„Kubuś Puchatek”
Chyba skończę, bo i tak nikt tego nie przeczyta.
Offline
The Knight of Solamnia
janjuz napisał:
Chyba skończę, bo i tak nikt tego nie przeczyta.
Przeczytałem i jestem zachwycony Twoją pamięcią i ilością znanych autorów
POLECAM PRZECZYTANIE, WARTO.
Przypominałeś i mi o kilku autorach, których książki czytałem, a gdzieś w pamięci zapodziała się wiedza o nich. W tym miejscu możemy podyskutować o systemie edukacji - kiedyś zmuszano dzieci do uczenia się wielu rzeczy na pamięć. Teraz Janek pamięta co czytał w podstawówce, a moja mama zna wiersze, których uczyła się mając 10 lat. Ja uczyłem się już w systemie stawiającym na zrozumienie i "umiejętność znalezienia źródła" - bez tekstu powyżej nie przypomniałbym sobie np o braciach Strugacckich, których czytałem kilka lat temu.
A co do Kraszewskiego ( o którym również wspomniałeś), to chodziłem do liceum jego imienia - uczył się w tej szkole (nawet tym samym budynku, dawnej akademii Bialskiej).
A dla mnie najważniejszymi książkami (jeżeli, tak jak Ty, mam wracać do dzieciństwa), które spowodowały, że zacząłem czytać jak najęty były "Dzieci z Bullerbyn" i "Pies który jeździł koleją". Akurat "Kubusia Puchatka" nie lubiłem:)
Offline